Hej, oto jest krótka relacja z mojego urlopu na Ukrainie. Czemu Ukraina? Bo tanio, bo pamiętam, że tam spoko było, bo ostatnio byłem tam z 10 lat temu, bo promocja zachęciła. Promocja? Niezupełnie. Ale jeszcze słowo uzupełnienia:
1. Wszystkie oceny zachowań/osób/miejsc/atrakcji są subiektywne i zawierają opinię autora. Istnieje prawdopodobieństwo, że nie będziesz się z tymi opiniami zgadzać. 2. Wybaczcie za styl, ale chcę to napisać, a nigdy nie byłem dobry z pisania wypracowań
;) 3. Zdjęcia są mojego autorstwa, lub mojej lubej. Jeśli tak nie jest, będzie to zaznaczone w tekście
Chciałem się tam wybrać od dłuższego czasu, ale zawsze coś wypadało, a to Londyn, a to Paryż, a to Budapeszt… Jednakże, ukraińskie linie lotnicze otworzyły ostatnio nowe połączenie, Gdańsk – Iwano-Frankivsk, a polska nazwa Stanisławów. Zakupiłem ten lot po umiarkowanej cenie, zadowolony, że wreszcie jest impuls na wypad na Ukrainę
:D
Dokupiłem do tego lot Ryanair Modlin – Gdańsk (poranny, wada: 10h przesiadki w Trójmieście) i miałem skompletowany wygodny dojazd do nowego państwa na mojej lotniczej mapie.
Hmm… Co dalej… Ach, Lwów! Tyle się o tym mieście mówi, raz w życiu byłem, kiedy byłem małych dzieckiem niewiele pamiętając, a to dawne polskie miasto! Jak mógłbym spędzać ten czas w Stanisławowie, skoro TAKIE miasto na mnie czeka?
Niestety nic nie lata bezpośrednio IFO-LWO (chyba), a lot przez Kijów to byłaby już sztuka dla sztuki… Rozwiązaniem były koleje ukraińskie, jako że lądujemy o 2 w nocy, to pociąg o 3:23 ze Stanisławowa wydawał się być idealny. Kupiłem ostatecznie 2 dolne miejsca w Coupe, wydrukowałem kwitek do wymiany na bilety i dojazd do Lwowa gotowy. Przy kupnie biletu dorzuciłem też 2x czaj, na przywitanie i na wyjście z pociągu.
Tylko trzeba wrócić stamtąd jakoś...
Jako osoba cierpiąca na bardzo silną alergię na autobusy, niezależnie czy to PB, czy LE, czy cokolwiek innego (akceptowalne są 159 i 172 w Warszawie, bo one podjeżdżają mi blisko pracy, że nie muszę przechodzić przejściem podziemnym przy Beresteckiej) postanowiłem kupić lot powrotny.
Traf chciał, że pewna węgierska linia otworzyła w niedługim czasie lot Kijów – Gdańsk. Świetnie! Cena co prawda mimo WDC nie była niska (spóźniłem się na pierwsze terminy sprzedaży), ale jakoś wrócić trzeba. Dokupiłem jeszcze tylko lot GDN-WMI i miałem powrót do Warszawy zrobiony. Tylko te 10h przesiadki…
Trzeba skompletować jeszcze środek. Autobus – odpada. Pozostaje samolot i pociąg. Wyprawa pociągiem w wagonie z plackartą wydawał się interesującym pomysłem, jednak wygoda wygrała i kupiłem bilet na samolot LWO-KBP. 3 dni we Lwowie, 6 dni w Kijowie.
Hmmm…
6 dni? Trochę dużo. Zacząłem się rozglądać czy ewentualnie czegoś ciekawego w pobliżu nie ma, gdzie można by było wyskoczyć. Aha! Odessa, morze, kurort, czyli idealnie, plażing and smażing. Przesiadka 1h 50 min w Kijowie na oddzielnych biletach, zwłaszcza rano, wydawała się być dobrym pomysłem, realnym, więc cała podróż z Lwowa do Odessy zajęła całe 4h. Czas niezły. Dokupiłem jeszcze lot ODS – KBP i cała wycieczka skompletowana! 3 dni we Lwowie, 3 dni w Odessie, 3 dni w Kijowie, idealnie!
Mapa połączenia ostatecznie prezentowała się następująco:
Czyli WMI-GDN-IFO; LWO-KBP-ODS-KBP; IEV-GDN-WMI
Uwaga ogólna do dalszej części relacji: Zdjęcia wykonywałem następującymi sprzętami: Samsung A5/Huawei P8 Lite. Optyka: jest Ogniskowa: też jest Obiektyw: no jakieś szkiełko jest, więc można przyjąć że tak Full automat.
Nie jestem fotografem, więc nie będę Was katować moimi zdjęciami, czasem wstawię je jako forma zobrazowania czy zaprezentowania czegoś
;)
Dzisiaj tylko początek relacji, czyli wyprawa do Lwowa.
Jestem osobą mieszkającą na południu Warszawy, więc przenosin krajówek FR na Okęcie nie mogę się już doczekać. Niestety, w sierpniu nadal tego nie ma i trzeba wstawać i jechać do Modlina… Standardowo, jak już kolejny raz na porannym locie krajowym z Modlina stawiam się na lotnisku godzinę przed wylotem, security, smyranko, brak uwag do mojego Forclaza 40 (jego pierwszy większy wyjazd), do samolotu, lądowanie i na hali odlotów melduje się 8:20.
Wylot do Stanisławowa o 23:30.
Suuuper… Powoli idę w stronę przystanku autobusowego (pomstując że PKM nie działa) i jak zawsze nie mogę się nadziwić kuriozum gdańskiej komunikacji miejskiej. Automat na przystanku: 1 sztuka. W kiosku w terminalu brak biletów ulgowych. Informacja turystyczna nie sprzedaje biletów. Kiosk tylko bilety normalne
A pech chciał, że się ociągałem i w międzyczasie zdążył wylądować samolot z KRK. Kolejka do automatu biletowego – ogromna. W międzyczasie na szczęście udzielałem porad jak działa taryfa biletowa w tym wspaniałym mieście (czy bilet godzinny z lotniska będzie działał w Sopocie? Po podwyżce moim zdaniem nie, chyba jedynie 24h bilet pozwoliłby na bezproblemowe podróżowanie?). W międzyczasie było 210, pojechało, trudno, zaraz będzie następne.
Czekam… Czekam… Czekam… mija 30 min… nic…
Sprawdzam rozkład – następny autobus za 30 min.
Serio? Wielkie lotnisko, dynamiczny rozwój ilości pasażerów i tylko 1 autobus na godzinę w weekend?
Nadal lepiej niż Rzeszów
:D
Wskakuję szybko w międzyczasie do 110, jadę do Galerii Bałtyckiej na małe śniadanie/kawę i w drogę na Długi Targ. A tutaj – Jarmark Dominikański! Kompletnie o nim zapomniałem, że miał być. Wielkie to to, czasem lekko kiczowate, ale ogólne wrażenie – bardzo fajne. Pogoda dopisuje, można spokojnie spędzić trochę czasu.
Później jazda do Gdyni, pogoda się lekko popsuła, więc znalazłem w CH Batory Strefę Chilloutu. Są gniazdka, jest ciepło, można usiąść – idealnie! Mijają 3h, idziemy na dworzec Gdynia Główna, gdzie umówiłem odbiór waluty oraz pożyczkę karty SIM. Późno się robi, więc w drogę na lotnisko. Melduję się na Rębiechowie 2h przed wylotem. I dobrze, bo kolejka do check-in na mój lot GDN-IFO niemała. Brak możliwości odprawy online powoduje, że cały samolot musi się stawić w check-in by się odprawić i odebrać karty pokładowe. W kolejce spędziłem 30 min, krótka pogadanka z miłym panem, karta pokładowa w dłoń (miejsca w rzędzie awaryjnym!
:D ) i idę oczekiwać na samolot.
Do gate podjeżdża w miarę nowy, 3-letni Embraer 190LR, UR-EMD, LF ok. 80%, bez rękawa.
Start w ciemnościach jak zawsze, wznosimy się, widać że ludzie zasypiają. Po 20 minutach lotu: wszystkie światła włączamy, poczęstunek idzie!
Na szczęście w miarę szybko się uwinęli, zgasili światła i spokojnie można było drzemać dalej
:)
Lądowania trochę się obawiałem znajdując w internecie zdjęcie pasa startowego (zdjęcie z Google, autor: Losth).
Ale ostatecznie było równo, tylko uczucie takie, jakby się po płytach takich betonowych jechało. Gorszy pas miał mnie jeszcze czekać
:D
Lotnisko śmiesznie małe, odprawa paszportowa około 30 min trwała. Wyszedłem przed terminal, taksiarze czekali. Cena do dworca? 100 UAH. Zacząłem się targować, udało mi się zejść do 60 UAH (chociaż wiem, że powinno to kosztować 40). Ale cóż, w Stambule się dawałem robić w konia na pewno, to i tutaj też nie mam doświadczenia. Na szczęście robienie w konia na Ukrainie mniej boli portfel
:D
Dojazd na dworzec kolejowy w 15 min, wysiadamy, idziemy do kasy, tam pani wyraźnie wzburzona (chyba ktoś nie przyszedł na kolejną zmianę), prawie wyrywa mi tę kartkę, klepie, klepie, oddaje kartkę i 2 bilety. Git. Najważniejsze, że są kwitki.
Według rozkładu pociąg miał już stać 30 min przed odjazdem. Idziemy na peron… Stoją tylko 3 wagony, w tym nie nasz oczywiście. Czekamy, czekamy… Mija 15 min, przyjeżdża jakiś pociąg. Zaczęła się operacja przepychania 14 wagonów z jednego pociągu do drugiego, ale poszło w miarę sprawnie. 3:20 meldujemy się w wagonie (przy wejściu sprawdzane jest imię i nazwisko z tym, co w dokumencie).
Szukamy naszego przedziału (Pani zabiera kwitki, więc zapamiętałem miejsce), ale ktoś śpi na naszych miejscach. Przechodzi Pani pokazuję, że jest problem, a ona wbija do przedziału, szturcha tę osobę i mówi, żeby poszła na swoje miejsce. Facet wziął swój materac i pościel i zawinął się do góry.
Super, mamy już swoje miejsca
:D wrażenia z kolei? Całkiem pozytywne, odjazd punktualnie, każdy dostaje czystą pościel zapakowaną w torby, do tego materac. Bagaże pod miejsce leżące (jest taki schowek fajny) i można iść spać. Tylko gdzie ta herbatka…?
W pewnym momencie do przedziału weszła pani opiekun wagonu, coś zaczęła mówić szybko, oddała bilety i zamknęła drzwi. Co jest? Patrzę na zegarek, 30 min do przyjazdu do Lwowa. No tak budzenie. Zaczynam się ogarniać, przychodzi starsza pani „Czaj, czaj”, i fajnie, jest chociaż na wyjście
:)
7 rano, pociąg zatrzymuje się we Lwowie.
Cdmnn.@Charles coś mi migało, że istnieje takie połączenie, ale za nic nie mogłem go zlokalizować
:( @wszyscy fajnie, że czytacie, bardziej myślałem, że to będzie na zasadzie, że ja sobie piszę, a ktoś zbłąkany szukając informacji o Ukrainie wpadnie i przejrzy, a tutaj jakieś małe zaskoczenie jest
:) (chociaż sam jak to czytam, to wydaje się być chaotyczne i stylistycznie średnio... ale, wiem że jak szybko tego nie zrobię, to później to się będzie wlec...)
Uwaga: relacja może zawierać lokowanie produktów!
Lwów
Pociąg dojechał, wychodzę na peron. Dopiero teraz sobie zdałem sprawę jak długie tam są pociągi. Dworzec we Lwowie ma perony lekko łukowate, mój wagon był chyba 4 czy 5, a drugiego końca pociągu nie widziałem. U nas w Polsce przeciętnie tego typu pociąg ma ze 4 wagony? Wyjątkiem zazwyczaj są TLK mające po 7 wagonów (+międzynarodowe), ale te już są uważane za długie…
Ten wyjazd był jeszcze z jednego faktu wyjątkowy – był moim najgorzej ogarniętym wyjazdem, jaki kiedykolwiek odbyłem. Tuż przed urlopem oczywiście masa roboty w pracy nie miałem na nic czasu, nawet pakowałem się dopiero przed porannym wylotem z Modlina. Z rzeczy ogarniętych to jedynie nocleg na Couchsurfing u hosta w Lwowie, zaklepane mieszkanko w Odessie i Kijowie.
Schodzę na halę dworca, jest informacja turystyczna!
Nie, otwarte od 10. Hm, gdzie ja jestem? Czemu nie ściągnąłem mapy żadnej tak właściwie? (z promo Citi przytuliłem iPada, na którym mam ściągnięte maps.me i ściągam zazwyczaj dane miasto)
Wychodzę przed dworzec, oczywiście zaraz „Taxi taxi taxi”, ale nie… może i Ukraina jest tania, ale nie będę się wozić wszędzie taksówkami
:) skręcam w prawo, widzę marszrutki. Hm, wszystko cyrylicą z nazwami ulic, o których położeniu nawet nie mam pojęcia. Ładować się do autobusiku, który nawet nie wiem gdzie jedzie? Słaby pomysł.
Krążę wokół tego placyku, aż w końcu widzę – tramwaj! No tramwaje raczej do centrum jadą, idea podmiejskich tramwajów nie jest zbyt popularna. Idę w tamtym kierunku, i spotykam mapę. Super, przynajmniej mogę przeczytać jaka ulica jest w centrum i mniej więcej chociaż się zorientować co gdzie jest. Ile mniej by problemów było, gdyby po wyjściu z dworca skręcić w lewo, a nie w prawo…
No nic, kupuję bilety w pobliskim kiosku, wsiadam i jazda.
Pierwsze wrażenie Lwowa? Pozytywne, torowisko jest nawet nieźle wyremontowane (zwłaszcza pamiętając co było te 10 lat temu), ulica wyremontowana, jadę w stronę centrum, czego chcieć więcej na ten moment? Później okazało się, że wybór linii tramwajowej jadącej do Opery był dobrym wyborem – linia odbijająca koło kościoła św. Elżbiety wygląda ciutkę gorzej
:D
Jedziemy, jedziemy, widzę operę – wysiadka na najbliższym przystanku!
Idę w stronę Starego Miasta (jakoś zapamiętywanie mapy mi idzie, więc mniej więcej już coś wiedziałem), kierujemy się na rynek. Pusto jakoś. Prawie nikogo na ulicach, cisza, spokój.
Jest niedziela 7:50. W sumie czego się spodziewałem? Kręcimy się jeszcze i odbijamy w kierunku Opery, gdzie obok widzę kawiarnię „Kredens”. Wchodzimy tam na małą kawę (wow, kawa 5 zł tylko! – co okazało się bardzo drogo później), przy okazji usiąść, ściągnąć mapę i umyć zęby dla odświeżenia się
:) Reszta dnia upłynęła na leniwym szwędaniu się po mieście do godziny 14, o której miałem się zdzwonić z moim hostem na CS.
2h oraz 15 prób nawiązania połączenia później stwierdziłem, że chyba nie będzie mnie w stanie dzisiaj przyjąć, ani w ogóle.
Siadamy w takim razie na Rynku i jazda na booking, Airbnb czy inne tego typu strony. A że jestem raczej typem turysty, który lubi sobie wcześniej przyklepać bez szukania czegoś na miejscu, przyjąłem to z pewnym niepokojem.
Ostatecznie trafiłem na hostel o nazwie Hostel, znajdujący się jakieś 15 min od centrum za cenę chyba 450 UAH/pokój/noc. Nie tak źle, wpisuję dane, telefon, normalna rezerwacja na blokingu. Planowany czas przybycia… hmm… 20 minut? W drogę!
Okazało się, że hostelik jest całkiem przyjemny – bardzo miła właścicielka mówiąca po polsku (dla mnie jednak spore ułatwienie, polski czy ukraiński), pokój był już gotowy. W środku nic specjalnego, łóżko double, szafki nocne sztuk 2 oraz łazienka na korytarzu – przy pełnym obłożeniu może być trochę ciasno, ale nie ma co wybrzydzać
:) Miasto jak to miasto, mnóstwo lepszych zdjęć możecie znaleźć w innych relacjach/poradnikach/Googlach, ja nie umiem robić zdjęć, więc nie będę Was porażał moją twórczością zbytnio
:)
świetne śniadania w restauracji Baczewskich (Szewska 7). Wejście jest trochę niepozorne:
Ale za 90 UAH wjazd Ol Inkluziw łącznie z drinami (no dobra, wódka i szampan, ale jednak niecodzienna sprawa na śniadanie).
Z knajp nie będę polecał niczego nowego, gdyż – połowa i tak mnie za to znielubi w tym momencie – dla mnie Puzata była wystarczająca
:P (no proszę Was, 120 UAH za obiad dla 2 osób? Bajka), fajny jest ten lokal na prospekcie Szewczenki
:) no i podobały mi się te targi, zwłaszcza płyty winylowe muzyki PRL oraz jazz. Jaka jakość płyt jeszcze nie wiem, muszę w końcu zejść wykopać gramofon.
Ostatnią noc, z racji wylotu o 7 rano lotem LWO-KBP spędziłem w hotelu Vira – byłem zaskoczony, w sumie dobra także alternatywa dla innych hosteli, czas dojazdu do centrum to 15 min (tyle, co szedłem z buta), a i cena niższa
:) po przyjściu do hotelu okazało się, że jesteśmy jedynymi gośćmi – cały hostel dla nas! Ale ogólnie widać, że nowy na rynku, warunki oceniam na bdb- (zwłaszcza w porównaniu z poprzednim), idealny jak ktoś chce większą grupą przyjechać.
Z racji chęci zamówienia taksówki na lotnisko rano (2.5 km to niby niedaleko, ale jednak każda minuta w łóżku przy porannym wylocie jest na wagę złota) przeszedłem się do ochroniarza na dół, ja nie znam ukraińskiego, a przez infolinię od razu wyłapią, żem obcy i wyższą cenę dadzą. Z ochroniarzem jakoś się dogadałem, dzwoni, zamawia taxi na 5.20, że będzie, cena 41 UAH, będzie telefon rano jeszcze że taksówkarz czeka. No i świetnie, z ulgą mogę iść spać.
Rano pobudka, wstajemy, ogarniamy się i punkt 5 rano dzwoni telefon: „Niemaje automobila, wybaczte i do pobaczennya”. Pip-pip-pip-pip…
Porada: jeśli zamawiacie taksówkę na rano, nie oczekujcie, że ona będzie, może żadnemu taksówkarzowi nie będzie się chciało jechać
:D
No to sru na dół, iPad w dłoń z numerami taksówek i dzwonimy od góry do dołu. Telefon, jest taxi, będzie za 15 min. Ufff, udało się
:)
Samo lotnisko bardzo pozytywne, coś takiego idealnie by się sprawdziło w tym momencie jako lotnisko Modlin. Duże, ładne, przestronne, security 0 minut, duży plus za stojącą butlę z wodą i kubkami do picia (też tak macie, że po przejściu za security od razu pojawia się pragnienie, że trzeba się napić wody, jak na pustyni? Jakiś spisek mam wrażenie). Jako że musiałem podejść do check-in (zbieram takie ładne, prostokątne karty pokładowe) to zapytałem, czy można mnie odprawić także na lot KBP-ODS, ale niestety nie miałem przy sobie numeru rezerwacji ani etix (oczywiście o zainstalowanej aplikacji Checkmytrip z danymi offline przypomniałem sobie idąc do security :/)
Podłączenie do rękawa. Samolot do KBP to B738, UR-PSA, 7 lat, wejście przez rękaw. LF=100%.
Poczęstunek standardowo kubek wody, lot spokojny, niecałą godzinę, bez opóźnień. Na minus – strasznie ciasno :/
Przed podejściem do lądowania oblot nad Dnieprem – ożeż, ale to potężna rzeka! Ale Kijów na końcu, jeszcze zdążę go zobaczyć.
Lądowanie, później 5 minut jazdy po płycie na parking, wyjście do autobusu. 1h 50 min na przesiadkę, niby nie jest źle, ale jeszcze check-in trzeba zaliczyć. Okazało się, że z lotów krajowych na KBP nie ma transferu – trzeba wyjść za bramki i iść jeszcze raz do security! Na szczęście, co mi się bardzo spodobało, ruch krajowy jest oddzielony od ruchu międzynarodowego, więc wszelkie obawy o opóźnienia i kolejki były bezpodstawne – puściutko! Karty pokładowe w dłoń (+ weryfikacja masy plecaków, jeden trzeba było nadać, szybkie przepakowanie i Forclaz ważący 12 kg ląduje na taśmie, na szczęście taryfa to umożliwiała) i do security. Po kontroli kupno szybkiej kanapki w ramach śniadania (brrr, 40 UAH/szt) i oczekiwanie na lot do Odessy.
Cnd.
Ogólne uwagi spisane podczas pobytu: - na minus, dla mnie duży, dużo pamiątek w barwach czerwono-czarnych, widać brak rozliczenia się ze swoją historią... Dobrze, że handlarze tam nie wciskali obok polskich flag
:roll: ale zaskakując, że de facto najwięcej pamiątek w tych barwach było we Lwowie, a nie w Kijowie. - dyskusja o UPA będzie czyszczona (w sumie jam mod, więc mogę
:D), nie chciałbym żeby to się zaraz stało znowu miejscem OT
;)
+ płatność za tramwaj (jak nie mamy biletu) 2 uah oraz w marszrutce (4 uah) jest przy wejściu do pojazdu + w muzeum aptekarskim sprzedali studenckie „na gębę”
:D a i samo muzeum ciekawe + obowiązkowy punkt to Cmentarz Orląt, obecnie tramwaj nie dojeżdża z powodu remontu, trzeba przejść się kawałek z Łyczakowskiej. Polecam wejść do tej kapliczki na górze, tam zawsze ktoś siedzi, kto odbudowywał cmentarz, można posłuchać ciekawych historii, a i sami są chętni do rozmów po polsku. Jeden starszy Pan zaskakująco dobrze znał angielski (wycieczka z UK chyba była odwiedzić te miejsce) + w całym mieście mnóstwo darmowych WiFi, bardzo duży plus (nie to co w Berlinie) + Alkoenergetyk mnie urzekł
:D tyle się mówi o nie łączeniu alkoholu i napoi energetycznych, a tutaj proszę, koło Red Bulla stoi, nawet schłodzony!
:D
+ Kwas to moja nowa miłość jeśli chodzi o napoje, zwłaszcza te z beczkiJeszcze uzupełnienie informacji z poprzedniego postu, lot KBP-ODS na samolocie B737-300, starszym już (nie pamiętam rejestracji), ale więcej miejsca na nogi.
Jeszcze taka dygresja, nie wiem czemu w przypadku lotów UIA za każdym razem po wejściu, jak już załoga podała informację „Boarding completed” samolot stał z otwartymi drzwiami jeszcze jakieś 15-20 minut. Zawsze sądziłem, że jest parcie, żeby jak najszybciej wylecieć, a tutaj tyle więcej papierów do wypełnienia, czy co? Siedząc w samolocie do Odessy wydało mi się to wyjątkowo męczące, bo siedziałem przy oknie po stronie wschodniej i cóż, ciepło było
:P
Lot był spokojny, słoneczny, trwał około godziny, standardowo podejście, zniżamy się, klapy, koła w dół, zabudowania coraz bliżej, teren lotniska, trawa, pojawia się pas startowy…
O… jejku, my mamy na tym lądować?
W rozmowie dawno temu ze znajomym pilotem po pokazaniu zdjęcia pasa ze Stanisławowa powiedział, że ten pas dobrze wygląda i jest spoko. W Odessie jest gorzej. I wiecie co? Miał zdecydowaną rację. Nie jestem pewien czy gorzej rzucało przed podejściem do lądowania (trochę wiało lekko z boku), czy sam proces hamowania oraz jazdy po tym pasie startowym. Przykładowe wideo z lądowania na lotnisku w Odessie:
Uff, zwolniliśmy, samolot zaczął skręcać na drogi kołowania.
Hmmm, jeszcze gorzej… No ale ok, jakoś się dojedzie do stanowiska postojowego. Te lotnisko jest jakieś dziwne mam wrażenie.
Dobra, otwierają drzwi (druga myśl, czemu tylko jedne drzwi się otwiera, skoro i tak samolot stoi na ziemi? Za mało schodów mają? Przecież można spokojnie przyśpieszyć wszystko podczas stania na ziemi), wsiadamy do autobusu i jazda do terminala. Samolot wylądował 20 minut opóźniony (mam wrażenie że przez te stanie i czekanie na KBP), więc pisze notkę do hosta SMSem, że chwilę później będziemy.
Dojechaliśmy do… budynku, to bez dwóch zdań. Ciężko to nawet opisać jak to wygląda, a zdjęć też zbytnio nie mam (nie jestem pewien czy mogłem zrobić zdjęcia tej „hali przylotów” z zewnątrz, jak stało sobie 3 mundurowych – nie chcę kłopotów sobie robić, a jak wiadomo Odessa trochę bardziej prorosyjska jest). Ale spróbuję opisać.
Taśma bagażowa jest w pomieszczeniu zbudowanego z chyba pleksiglasu (plastikowe przeźroczyste, ciepło wewnątrz było), było trochę taśmy bagażowej wzdłuż jednej ściany (która kończyła się bez żadnych zawijasów czy czegokolwiek, po prostu jak już koniec, to walizka spada na ziemię i tyle), która sama w sobie też była wątpliwego stanu. Bagaże na taśmę są ładowane przez otwór w ścianie, która nie jest jakoś szczególnie oddzielona od wnętrza. Z zewnątrz tego otworu nic nie ma, po prostu wózek podjeżdża i bagażowy przerzuca przez dziurę walizki z wózka na taśmę. No i oczywiście są drzwi do jakiegoś pomieszczenia (w którym było na szczęście już chłodniej, to już w budynku) i dalej drzwi na halę odlotów. Przez nikogo właściwie nie pilnowane. Szczerze mówiąc średnio wiem gdzie można tam wstawić jeszcze w międzyczasie kontrolę paszportową, a jednak podobno są loty do Tel Awiwu, więc jakoś to musi być rozwiązane.
Na same bagaże czekamy ostatecznie koło 20 minut, podjeżdża standardowy samochodzik z dwoma przyczepkami pełnymi bagaży. Ale widzę, że ludziom średnio chce się czekać, część wychodzi po prostu na zewnątrz tej szklarni, jak ja to nazywam, i biorą swoje bagaże z drugiej przyczepki – bo w sumie po co czekać, nie? Sam widzę w pewnym momencie swój plecak, to wzorem innych podchodzę, biorę i spadam.
W międzyczasie próbuję skontaktować się parokrotnie z tą osobą z mieszkania. Ale po 30 minutach braku odpowiedzi mam przeczucie, że znowu mam powtórkę z Lwowa. Ale w tym przypadku gorzej, bo była przedpłata (sam jakbym wynajmował mieszkanie brałbym przedpłatę za pierwszą noc w ramach gwarancji). Eh, 500 UAH poszło się…
Tak więc wiecie, jednak nie polecam szukać noclegów na olx
:P (btw mam numer karty płatniczej, nic więcej – na Ukrainie to jest najpopularniejszy sposób przelewów, nie na konto, tylko na kartę – wiecie może jak uprzykrzyć delikwentowi życie?
:evil: ).
No nic, siadamy na lotnisku, gdzie mamy jeszcze WiFi szukać czegoś innego. Udaje nam się złapać mieszkanie całe do wynajęcia na Novoselskogo, więc nie jest tak źle, blisko do cetrum, dalszy kawałek od plaży. Ważne żeby mieć gdzie spać
:) w razie czego mogę podrzucić stronkę, na której szukałem noclegów.
W międzyczasie podchodzili do nas taksówkarze. W oczekiwaniu na oddzwonienie maganera jednego z obiektów wyszedłem sobie przed terminal, widzę budka informacji turystycznej. Trochę dziwnie wygląda, ale jakoś jest. Podchodzę, pytam się, ile powinno wyjść za kurs do centrum? 600 UAH.
Że co?
Od razu oczywiście podbija taksówkarz, który mówiący „tam tam samochód, zapraszam zapraszam”.
Widziałem wcześniej we Lwowie te reklamy Bravo Airlines, tam jak byk było Kijów – Odessa 500 UAH, to mam 600 zapłacić za transport taksówką z lotniska do centrum, i to jeszcze na Ukrainie? W międzyczasie był jeszcze inny taksówkarz „normal price, normal price”, z ciekawości zapytałem za ile. 400 UAH. Grzecznie podziękowałem.
Jedna właścicielka oddzwania, że jest mieszkanie ok, można na 14 przyjechać, no i spoko. Sprawdziłem dojazd, nie chce mi się przesiadać nigdzie za bardzo, marszrutka 168, odjeżdżająca z przystanku Szkoła, jakieś 800m od terminala. Super, to w drogę.
Btw jak to jest, że Google potrafi tak pięknie ogarniać transport marszrutek? Zawsze sądziłem, ze to jeden wielki cyrk na kółkach i trzeba być mieszkańcem, żeby to jakkolwiek ogarniać
:D
Znajdujemy przystanek, 3 minuty czekania, podjeżdża busik. I z tego co zauważyłem, tutaj najpierw się wsiada tylnymi drzwiami, jedziesz i wysiadasz przednimi płacąc wtedy – tak samo jest w tramwajach, gdzie pojęcie biletu nie istnieje.
Dojeżdżamy do mieszkania, 480 UAH za noc, nie jest źle (chociaż dalej ta strata 500 UAH w pamięci trochę boli), pod nosem targ, parę supermarketów, do centrum idzie się 15 minut – dla mnie wystarczająco. Zapytałem także właścicielki jakie powinny być ceny taksówek? Wewnątrz centrum z 10 UAH, trochę dalej (mniej więcej jak Arkadia) – 40 UAH, na lotnisko 82 UAH. Czyli tak jak się spodziewałem, chcieli mnie okantować na lotnisku!
:D
Cóż, czas na miasto.
Jak je oceniam? Mi szczerze mówiąc średnio się podobało, w ostatecznym rachunku wolałbym spędzić 2 dni w Odessie i 4 dni w Kijowie. Według mnie miasto ogólnie jest mocno zaniedbane, brudne, chociaż widać, że typowo turystyczne. Zdecydowanie bardziej widać prorosyjskość (przez ten czas nikt nie chciał mówić po ukraińsku, nawet po zapytaniu się o to – na bazarze ludzie woleli zrezygnować z transakcji aniżeli mówić po ukraińsku), dużo Rosjan, aczkolwiek było bezpiecznie i nie czułem się zagrożony (byłem tam jak znowu zaczęli gadać o Krymie, czyli tutaj powinno być to widoczne bardziej). No i sama plaża jest brudna, dużo śmieci walających się w piasku, aż strach kopać było nie wiedząc co zaraz się znajdzie… Kiepy czy butelki to była normalna sprawa (możliwe, ze na innych plażach jest inaczej, ja miałem tylko pogodę rozłożyć się na plaży Otrada, która po prostu była najbliżej i na pewno była bezpłatna
;) ). Mocno przereklamowane też okazały się Schody Potiomkinowskie, od góry widok nie za ciekawy dla mnie (wielki hotel), a i od dołu to dobrze nie wyglądało (po lewej blaszany płot jak przy budowie, a po prawej stronie ruiny na skarpie). Teoretycznie mają szóste miejsce w pierwszej dziesiątce najpiękniejszych schodów Europy – jak dla mnie nic ciekawego (chociaż trochę poczytałem o ich budowie i konstrukcji).
Jednak nie jest tak, że zupełnie mi się nie podobało, z zalet: + piękna Katedra na placu Katedralnym (nie jest oblana złotem wszędzie, gdzie się da, tylko właśnie jest go dość niewiele, a znacznie więcej białych marmurów). + Woda w morzu jest czysta, co prawda pływają w niej jakieś małe roślinki, ale nie będę narzekał, że w wodzie coś życie – przecież to jest morze, tam coś może żyć
;) ale stojąc w wodzie po ramiona nadal mogłem zobaczyć swoje stopy! Szok dla osoby wiecznie bywającej tylko nad Bałtykiem
;) + polecam także pasaż schowany w bramie, niedaleko Lwowskiej Manufaktury Czekolady, bardzo mi się podobały zdobienia
:) + Opera, piękny budynek, działa w sierpniu i wymagają strojów eleganckich, co dla mnie jest dużym plusem (moim zdaniem do opery powinno się ubierać jakkolwiek „lepiej” niż to, co widziałem np. w Wiedniu, gdzie ludzie w krótkich spodenkach i T-Shirtach wchodzili, moim zdaniem to zabija całą atmosferę) + Jest też Puzata Hata obok oraz Afina, w której także ktoś polecił kopię Puzatej – mimo dużego wyboru jedzenie było moim zdaniem gorszej jakości i już wolałem wrócić do Puzatej, chociaż główne zadanie było spełnione (najadłem się). Duży plus dla tego drugiego lokalu, że ma mikrofale porozstawiane obok stolików, można sobie podgrzać w razie czego jedzenie, czego mi brakowało w Puzatej (tam potrawy są niestety „letnie”). A, około 13-14 w dni powszednie kolejka do nakładania sobie potraw ciągnie się przez całe piętro, więc nie polecam. + Nowa hala targowa jest ciekawa, zwłaszcza z tymi świeżymi, pachnącymi, wiejskimi twarogami… mmmmmm…
Samo miasto jest dość drogie, ceny powiedziałbym Kijowskie. Pewnie to wynika z ataku na Krym, przez co zabrali Ukraińcom miejsce wakacyjne nad Morzem Czarnym, więc wszyscy teraz do Odessy jeżdżą.
I tak nam leniwie upływał czas w tym mieście, aż w końcu przyszedł dzień wylotu do ostatniego już miasta na Ukrainie – Kijów, stolica, największe w tym kraju. Na lotnisku zameldowaliśmy się 2,5h wcześniej (tak jakoś wyszło, nie chciało nam się już chodzić po mieście). Na lotnisku – tłumy, check-in zawalony ludźmi, mimo że tylko 3 samoloty miały startować, to przez połowę lotniska trzeba było się przeciskać! Udało się dostać karty pokładowe, już chcemy iść do security, gdy się zatrzymuje i zastanawiam się… Była mowa „upstairs, upstairs”. No dobra, i tak mam jeszcze 1,5h do odlotu, więc idziemy do góry. A tam, na końcu korytarza, drzwi z napisem „Departures”. Tak jak w Kijowie, tak i tutaj wejście do lotów krajowych jest gdzie indziej. Trzeba o tym pamiętać, bo nie widziałem żadnego przejścia między międzynarodowymi, a krajowymi lotami. Nie wiem co by było, gdyby się wkopało na międzynarodowe (mam nadzieję, że by cofnęli jeszcze przed skanowaniem).
Sam obszar za security malutki jak już pisałem, obszar pusty, prawie jak lounge
:P mnóstwo ławek do siadania, jeden bar otwarty, ceny bez szału. Jest też nawet jakiś salonik! Ale jako nie statusowy nie wchodziłem, ale nie widziałem nic ciepłego do jedzenia, trudno mi powiedzieć co tam jest. Styl salonika tak jak styl reszty lotniska, więc fajerwerków bym się nie spodziewał
:P
Z informacji praktycznych: - w cerkwiach dobrze jest, żeby kobiety miały jakąś chustę na głowie (chociaż chodzenie bez to nic złego, ale moja luba twierdziła, że dziwnie się bez niej czuła) - płatność za marszrutkę/tramwaj przy wychodzeniu - odloty krajowe są z innego miejsca - lotnisko w Odessie jest małe, warto być wcześniej (duże kolejki)
Czy bym wrócił do Odessy? Nie. Chyba, że przejazdem. Dobrze je było odwiedzić i zadowolony jestem, że tam byłem, ale miasto mnie nie urzekło i nie poczułem tego „czegoś”
:PKijów!
Lot spokojny, terminal tym już razem mi znany, więc bez trudu znajdujemy drogę na zewnątrz. Sprawdzając na lotniskowym WiFi najbliższy Skybus jest za 5 minut. Dobra, trzeba się śpieszyć!
Wychodzimy na zewnątrz i widzimy jak akurat autobus podjeżdża – przynajmniej daleko nie trzeba chodzić. Nie wiem na który terminal przylecieliśmy (lot krajowy), ale autobus parkuje dosłownie przed wejściem i jest oznaczony. Nie kupowaliśmy biletu przez Internet, bo nie wiadomo czy autobus się nie spóźni, a skoro i tak bilet kupiony u kierowcy jest w takiej samej cenie…
Kierowca wyszedł przed autobus otwierać bagażnik, część ludzi rzuciła się ze swoimi walizkami, ale część udała się już do środka autobusu. Hm, może mają wykupione bilety?
Moment, to Ukraina.
Wsiadamy do środka i siadamy tuż za kierowcą – będę widział wszystko i w razie czego szybko będę mógł się wytłumaczyć, że ja owszem, zająłem miejsce, może bezprawnie czy coś, ale chcę jechać i mam pieniążki i proszę mnie zawieźć, jestem miły i w ogóle…
Pisałem, że to Ukraina, nie? A autobusy miejskie na Ukrainie to jak się nazywają? Marszrutki.
A czy ten autobus dużo różni się od marszrutki? Tak! Tutaj nie płaci się kierowcy przy wchodzeniu (jak we Lwowie) lub przy wychodzeniu (jak w Odessie). To tutaj kierowca, po załadowaniu wszystkich walizek idzie przez autobus z bilecikami i sprzedaje wszystkim bilety, w zależności czy do metra, czy do końca, zbierając pieniążki.
Ufff, pojedziemy!
:)
Pogoda nie przywitała nas pięknie, pochmurno, lekkie opady deszczu, ogólnie tak mocno nijako. Z lotniska Boryspil jest niestety kawałek, a że my już po chodzeniu po Odessie (przypomnę lot o 17), to się nie chciało bawić w żadne przesiadki i jedziemy do końca.
Dobra, wsiedliśmy, ruszamy, to teraz kolejny punkt programu. Czy mój nowy gospodarz odbierze telefon, czy w Kijowie też będę musiał szukać noclegu na ostatnią chwilę?
Tak więc polecam Wam wszystkim ichniejszą kopię airbnb o nazwie dobovo.com, niestety tam jest głównie Kijów, ale mam nadzieję, że będą to dalej rozwijać. Główna różnica jest taka, że użytkownik nie widzi stricte ile kasy idzie do serwisu, tylko jest ostateczna cena, np. 450 UAH. Ja brałem na 3 noce, więc mi pokazało 1350 UAH, więc klikałem „Rezerwuj” i idę dalej. W tym serwisie jest przedpłata, ale ona jest realizowana przez zapłatę do serwisu za pierwszą noc, a reszta gotóweczką właścicielowi mieszkania za resztę – uważam to za bardzo fair.
Jakoś się dogadaliśmy o której będziemy i już spokojniejszy jadę na podbój Kijowa. Mieszkanie załatwiłem niedaleko dworca Kijów Pasażerski, około 10 minut na piechotkę, przy ulicy Żyliańskiej. Mieszkanie było fantastyczne, wszystko co potrzebowałem (łącznie z Internetem) oraz dodatkowo pralka (bardzo istotne, zwłaszcza, że lądowanie w WMI planowane miałem na 21.30, a o 8.00 następnego dnia miałem Pendolino do Krakowa). Jak ktoś zainteresowany, to podeślę namiary na priv.
Z racji dojechania do mieszkania o 19.40 jedyną rzeczą, jaką zrobiliśmy tego dnia było pójście do Puzatej Haty na kolację i od razu poszliśmy właściwie spać (stan toczenia się po jedzeniu sprzyja snu).
Pierwsze wrażenia? Miasto jest duże, szerokie, monumentalne. Najpierw wysiedliśmy pod nową halą dworca (duża), musieliśmy przejść na drugą stronę (16 krawędzi peronowych!!!), później przejść przez stary dworzec (wow!), minąć znak „Dworzec podmiejski w lewo” (to te 16 torów nie są używane przez podmiejskie?!) i przejść się ulicą Żyliańską, mającą od 4 do 6 pasów (a to droga jednokierunkowa). Dla mnie ma to też duże wady – jeśli chcesz przejść przez ulicę z pierwszeństwem na skrzyżowaniu, w skrajnych przypadkach musisz czekać 95 sekund na światło zielone.
Następnego dnia popatrzyliśmy sobie na mapę, „My tutaj, tutaj jest metro dworzec kolejowy, a tutaj popatrz, o, jest metro Uniwersytet! Sprawdzę jak daleko to jest… O, bliżej o jakieś 200 metrów, to jak, idziemy tam na tę stację Uniwersytet, nie?”
Kto był w Kijowie, ten wie jak duży to był błąd – wejście do tej stacji było pod górę przez park i w porównaniu z trasą na dworzec… to był kiepski wybór
:P tak czy inaczej, Kijów jest zadziwiająco mocno pagórkowaty.
Dobra, to teraz znaleźć wejście do stacji… Hmm, doszliśmy do Soboru św. Włodzimierza, to chyba nie tu… Ej, a może tamto „obserwatorium parkowe”, to jednak było metro?
:D
Ogólnie byliśmy tam 14.08, w przeddzień w Polsce święta Matki Boskiej Zielnej. U nich jakoś wtedy też jest duże święto kościelne. Więc wszystkie chodniki od metra do soboru były usłane babuszkami sprzedającymi różnego rodzaju wytwory z ziół, kwiatów, zbóż etc… bardzo fajnie się przez to szło oglądając ich towary na sprzedaż (ale nie polecam takiego spaceru dla osób z alergią).
Dotarliśmy do metra, idę do kasy po bilety. Biletami są tutaj żetony, które są wrzucane przy bramkach, gdzie już ich nigdy nie wyjmiemy… Wrzucony żeton otwiera kołowrotek i można iść. Jak jest w takim razie realizowana kontrola biletów na dole? Tego nie mogliśmy wymyśleć. Swoją drogą, chyba wprowadzają coś w rodzaju Oyster Card u siebie, co pozwala obniżyć koszty z 4 UAH za przejazd, do 3.50.
Pamiętajcie tylko, że w niektórych godzinach niektóre stacje (czy przejścia między stacjami) mogą być zamknięte dla ruchu z powodu zamknięcia. Np. na stację Wakzal nie można było wejść, ale jeździł autobus do najbliższej stacji. Ale standardowo, autobus kosztuje tyle, co zawsze i nie, bilet nie upoważnia do dalszej jazdy metrem
:(
I te ceny kawy na mieście... Chciałbym takie u nas
:(
Co można powiedzieć o metrze w Kijowie… Głębokie, to na pewno. Podobne do warszawskiego? Mają te same wagony niektóre
:D
Po samym Kijowie odbyłem parę spacerów, po różnych częściach miasta. Drugie wrażenie, dalej monumentalne, ale ładne – moja piękniejsza połowa twierdzi, że dobrze się czuje, bo drogi szerokie i nie ma takiego ścisku jak we Lwowie. Nie wiem czego się spodziewałem jadąc do Kijowa, ale pewnie czegoś podobnego jak Brytyjczyk jadący do Warszawy po raz pierwszy – że to będzie jakaś dziura i nic tam nie ma, a sama infrastruktura leży. Tak bardzo się myliłem.
Po Kijowie jeżdżą normalnie wyglądające autobusy i trolejbusy, nowe, nowoczesne, dużo miejsca w środku (tramwaje jeżdżące po Podilu pominę
:P ). Wiele punktów także jest opatrzonych angielskimi napisami (cała sieć metra jest podpisana chociażby) – ciekawe ile tego to pozostałości po EURO 2012? Samych atrakcji jest co nie miara, czy to spacer w okolicach kościoła św. Andrzeja, przejazd funikularem… oh wait, nie działał
:( ale sam Sobór Mądrości Bożej, część budynku jest z XI wieku! Jak u nas tworzyło się porządne państwo polskie, u nich już budowało się coś na wzór Hagia Sofia.
Co polecić mogę z atrakcji… Czy jedzenie można traktować jako atrakcję?
;)
Jako, że przez ostatnie 7 dni jedliśmy głównie w Puzatej Chacie, potrzebowaliśmy czegoś nowego! I tak wybór padł na Katiuszę. Idziemy tam gdzie polecił jeden forumowicz, fajna restauracja, ale rzeczywiście porcje trochę małe… Później chodząc po mieście okazało się, że to też jest sieciówka
:(
Parówka w bułce (bardziej bym powiedział, że to ciasto langoszowe) to drugi, świetny wynalazek, zawsze podawana na ciepło idealne syciła nasz podróżniczy głód, jak potrzeba było smaka na coś małego
:)
No i trzecia knajpa, gdzie po prostu urządziliśmy w porównaniu z resztą wyjazdu czysty hedonizm, to Czaczapuri, gruzińska knajpa
:) miejsce to było spotkaniem w tym mieście dwóch użytkowników (w tym @marcino123 i jeszcze któregoś forumowicza), a także niemałej ich wesołej gromadki. Na początek przy 10 osobach wjechała czacza na stół, na koszt firmy, co wszyscy przyjęli z dużą aprobatą
:D następnie wjechały najróżniejsze potrawy, które były zamawiane. Ja polecam oto te następujące:
Następnego dnia wybrałem się jeszcze z na rejs stateczkiem po Dneiprze, trwał 1h, kosztował 100 UAH. To jest dobra opcja, jak ktoś już wiele zwiedził, bo aż tak ciekawe moim zdaniem to to nie jest. Ale zawsze było przyjemne miejsce na spotkanie i gadanie z widokiem na Kijów
;) w razie czego w lodówce pod pokładem jest Somersby
;) ale z pokładu statku dobrze widziałem dzielnice, do których nie miałem szansy dotrzeć z powodu braku czasu, czyli np. dzielnice z klasztorami, czy zobaczyć Pomnik Matki Ojczyzny czy możliwość zjazdu na linie na drugą stronę rzeki.
Stacja Arsenalna, kolejny punkt, który chciałem zobaczyć, najgłębsza stacja na świecie, położona 105 metrów pod poziomem terenu. Mierzyłem czas wyjazdu, trwało to niecałe 5 minut! Na górze warto wyjść i rozejrzeć się po parku znajdującym się nieopodal, a także połazić po tej dzielnicy, która jest dzielnicą chyba rządową (niemniej, ładne budynki).
Do muzeów niestety nie miałem czasu wchodzić (poza Soborem).
Powoli się zbliżał czas wylotu, tym razem lot Wizzair z drugiego lotniska Żuliany, na gdańskie lotnisko Rębiechowo. Zamawiam Ubera, pstryk, facet tylko dojedzie z poprzednim klientem do dworca i już po mnie jedzie. No super, to mogę wychodzić, ogarniać się i poczekać na zewnątrz. Czas oczekiwania: około 10 minut. Cena? 60 UAH
:D
Lotnisko Żuliany od początku mi się spodobało, ładne, nowoczesne, bardzo zadbane. Idziemy do security, a tam szok – długa kolejka, a tylko jedno stanowisko otwarte! Łączny czas czekania dla nas? 35 minut. Dodatkowo, podobno dopóki check-in nie zostanie otwarty dla lotu IEV-GDN, nie można przechodzić przez security. Dlaczego? Nie wiem.
Krótka rozmowa z Marcinem, zwrot przez niego pożyczonej karty SIM do właściciela i dawajcie na bezcłówkę! Oczywiście naturalnym wyborem był Nemiroff, który jest już chyba w stałej cenie od dłuższego czasu, 3 euro za 1 litr wódki – uważam tę cenę za całkiem niezłą, tak samo jak ludziom wokół, widząc zakupy jednej pary przypomniałem przepisy celne, że mogą mieć kłopot na lotnisku w Gdańsku
;) (lekką ręką spakowanych było 10 butelek do koszyka). Podchodzę jeszcze do okna, nigdy aż tylu prywatnych samolotów w jednym miejscu nie widziałem, co tutaj. Widać, że lotnisko w centrum miasta.
A swoją drogą, przypominam o kupnie torby transferowej, jeśli chcecie lecieć dalej wychodząc ze strefy security. Taka torba kosztowała 0.30 euro
Mając wypchanego Forclaza wykupiłem dodatkowo pakiet Priority, żeby w razie czego móc coś przełożyć z jednej siatki do drugiej i przejść bez wykupywania dużego podręcznego do luku. Siadamy sobie przy ławeczkach, a tutaj mnie informują, że bramka już od jakiegoś czasu otwarta i właściwie priorytet już wszedł. Hmm, czas w takim razie iść do bramki
:D jeszcze udało nam się załapać, schodzimy schodkami w dół, wsiadamy do autobusu, oczywiście tymi pierwszymi drzwiami, priorytet, oddzielony linką. Drzwi zamykają się, po chwili wchodzi reszta drzwiami numer 2 i 3, ale ogólnie dość luźno było jeszcze. Autobus rusza w stronę samolotu, jeszcze po drodze przystanek aż inny samolot ruszy kołować na pas. Widzimy drugi samolot Wizzair już w nowym malowaniu lecący do Katowic, obok stoi nasz. Autobus podjeżdża, zatrzymuje się, ludzie zaczynają zbierać walizki. Standardowo słychać syk otwieranych drzwi, każdy już w gotowości. Hmmm, chyba coś nie tak, otworzyły się drzwi numer 2. Mija parę sekund, otwierają się drzwi numer 3. Wszyscy wyszli, aż na końcu otwierają się nasze drzwi także. W międzyczasie podchodzi do nas chyba koordynatorka lotu, już widać że trochę wkurzona, z pytaniem czy mamy priorytet (Jako przedział). Patrzy na kartę, jak byk „Priority”. „Ehhh….”. Drzwi się otworzyły, wychodzimy, a w międzyczasie pani podchodzi do kierowcy autobusu i nieco większa sprzeczka się między nimi wywiązała. Ciekawe o co
:D tak więc w ten sposób, moi drodzy, wygląda priorytet po ukraińsku
:P
Lot spokojny, trochę wiało na podejściu, ale nic takiego szczególnego. Oczywiście, już kontynuując relację wrzucam następujące zdjęcia
:D
Czekam na ciag dalszy.W październiku zaliczę podobna trasę,tylko zacznę wizzairem do Kijowa i ze Stanislawowa będę wracac do Gdanska.I doloty ze i do stolicy mnie ominą:)
Prenumeruje ! I of corz porownuje do swoich 2 wycieczek: KTW-IEV/KBP-ODS-WAW i ~LWO-KBP-ODS~KIV-WAWRynek to mamy w Krakowie
:D Oni mają Stare Miasto, nie mylić ze Starówką
;)
Też się przymierzałem do Lwowa tym pociągiem o 3:23ale jakoś zamiast tego docierałem na Zakarpacie
:D Natomiast jest bezpośrednie połączenie lotnicze IFO - LWO, ale tylko w poniedziałki i piątki o 16:00,a LWO - IFO w te same dni o 9:00.Obsługiwane przez Dniproavia Embraerem 145 za ok. 100 PLN OW.Czekam na ciąg dalszy
:)
Nie kusiło cię żeby OW z Lwowa do Kijowa polecieć Motor-Sicz Airlines? Pewnie wychodzi drożej (ceny od 1300 UAH), ale za to miałbyś elitarny Antek albo Jak na flightdiary...
@krasnal, kusiło, ale udało mi się zdobyć ten lot w UIA w znacznie niższej cenie (a ja jeszcze teoretycznie student, więc z kasą nie jest tak dobrze, żeby wybierać samolot
;) )
Dlatego teoretycznie - pierwsza poważniejsza kasa zaczęła się pojawiać, ale jeszcze nie aż tyle, żeby szaleć
:D zresztą i tak mało czasu, to co będę jeszcze tracić go na przejazdy pociągiem
;) (tak, wiem, nocne, ale nie zawsze da radę wypocząć)
Quote: michzakDopiero teraz sobie zdałem sprawę jak długie tam są pociągi. Dworzec we Lwowie ma perony lekko łukowate, mój wagon był chyba 4 czy 5, a drugiego końca pociągu nie widziałem. Jechałem ostatnio. Miałem miejsce w 16 wagonie
8-) Ale to już za zakrętem peronu
;)
michzak napisał:- dyskusja o UPA będzie czyszczona (w sumie jam mod, więc mogę
:D), nie chciałbym żeby to się zaraz stało znowu miejscem OT
;)Te dyskusje zawsze wynikały z treści relacji. Polecam sprawdzić, że mówię prawdę.
Myślę, że ciekawą alternatywą połączenia Kijów < -> Odessa jest oprócz linii lotniczych motorsich i UA oraz kolei jest http://bravoairways.kiev.ua/cgi-bin/airkiosk/I7/171015. Popatrzcie na ceny. Jest to linia latająca z Żulian. Reklamująca się w tym roku na banerach w metrze.
Don_Bartoss napisał:michzak napisał:- dyskusja o UPA będzie czyszczona (w sumie jam mod, więc mogę
:D), nie chciałbym żeby to się zaraz stało znowu miejscem OT
;)Te dyskusje zawsze wynikały z treści relacji. Polecam sprawdzić, że mówię prawdę.No i napisał jak jest. Uważam, że w relacji można napisać różne rzeczy (też o Kryjówce np). Tylko niech nie łamie ona prawa (przyzwoitość, czyli zasada współżycia społecznego, to też cześć porządku prawnego). Gównoburza w komentarzach i tak będzie. Skończy się na kasowaniu. Więc wracamy do początku. @michzak Te energoalko to jakaś masakra jest - nie tykaj. Wiem co mówię
:D I przegapiłeś przez loty perełkę - VIP room na stacji kolejowej Odessa Glavnaya...Nie zna życia kto nie spędził ranka z żołdakami ochotnikami ze "Frontu" i lokalnymi bezdomnymi i pijakami. VIP room, urwał nać...
@michzak Te energoalko to jakaś masakra jest - nie tykaj. Wiem co mówię
:D Oj wie, co mówi. @michzak już wrócił - inni jechać będą. Więc przestroga dla innych. To REVO (w różnych kolorowych wersjach bywa) pije się słodko. Skutki mogą być nieciekawe. Serce tłucze się potem pół nocy i chce wyskoczyć - mało ciekawe uczucie (wypiłem tylko 1) - co bardziej wrażliwi mogą mieć większe nieciekawe dolegliwości.Sami Ukraińcy traktują ten napitek z przymrużeniem oka i co mądrzejsi nie używają. Można sobie spokojnie odpuścić.
:-)
MacKoz napisał:Uważam, że w relacji można napisać różne rzeczy (też o Kryjówce np).Można, a nawet trzeba. Byle krytycznie i z odpowiednimi objaśnieniami, zaznaczeniem tła historycznego, bieżącej ukraińskiej narracji itd.
Zapomniałem o niej
:oops:
:? powtarzałem sobie przed wyjazdem, że to będzie jedna z moich pamiątek, ale jako że moja +1 nie lubi chałwy (a ja nie miałem smaka na słodkie rzeczy), to nawet w sklepach nie zaglądałem do tego działu, by sobie o tym przypomnieć
:oops:
@michzak to co ja zapamietalem z lotniska w Odessie to 2 neony LOTu
:) żadna inna linia nie ma tyle biur w ODS
:Di dobrze wpatrując się w Twoje zdjęcie terminala ODS na public side widać jeden na wprost pod środkowa reklama a drugi po prawej u szczytu schodów
:) w tym po prawej bardzo mile agentki robiace sales i dla LO, bez problemu po uśmiechu i bajerce podające zajętość lotu do WAW , no i fajna station managerke ma LO w ODS :]Idac z terminala na marszrutke (w prawo) mini park z wymalowanymi na bialo kraweznikami i KAFE KOSMOS
:)
Stary terminal, ale zaraz obok (po lewej od alei w kierunku centrum) w slimaczym tempie buduje sie nowy
:D
To tamto coś budują to nowy terminal? Biorąc pod uwagę ile tam było reklam koncertów wziąłem to za jakąś arenę czy inne miejsce, gdzie koncerty można zrobić
:Pbtw ta buda po prawej stronie na drugim zdjęciu @tom971 to właśnie ta informacja turystyczna
:P
Wytłumaczy mi ktoś w skrócie co jest z tym Revo nie tak? Ostatnio jak byłem na Ukrainie spożyłem 3 w przeciągu całego dnia i nie odczuwałem żadnych skutków ubocznych
:) Wręcz uznałem go za jeden z lepszych napoi procentowych. Ale trochę mnie zmartwiliście bo teraz nie wiem czy jest sens to znów dotykać
:roll:
jacob94 napisał:Wytłumaczy mi ktoś w skrócie co jest z tym Revo nie tak? Ostatnio jak byłem na Ukrainie spożyłem 3 w przeciągu całego dnia i nie odczuwałem żadnych skutków ubocznych
:) :Gratulacje, Mocarny jesteś.... mnie po jednym nie dane było spać pół nocy.
:D
:D
:D
:D
:D
jacob94 napisał:Wytłumaczy mi ktoś w skrócie co jest z tym Revo nie tak? NicKażdy pije to co lubi i na co ma ochotę.Jeden czystą, drugi whisky, trzeci drina, czwarty piwo, piąty Revo.
jacob94 napisał:Wytłumaczy mi ktoś w skrócie co jest z tym Revo nie tak? Ostatnio jak byłem na Ukrainie spożyłem 3 w przeciągu całego dnia i nie odczuwałem żadnych skutków ubocznych
:) Ale trochę mnie zmartwiliście bo teraz nie wiem czy jest sens to znów dotykać
:roll:bedac kiedys w Odessie testowalem przez 3 dni Revo i inne podobnego typu napoje. przyznam ze bania od tego byla niezla
:D choc dalem rade zwiedzic miasto i okolice na wesolo
:lol: to chyba dzialanie czesci energetycznej tego napoju
:D natomiast kolejne 3 dni dochodzilem do siebie - trzepalo mna prawie jak na slynnym filmiku z youtube https://www.youtube.com/watch?v=oK7t1rSer50jak dla mnie - nigdy wiecej
michzak napisał:Sobór Mądrości Bożej, część budynku jest z XI wieku! Jak u nas tworzyło się porządne państwo polskie, u nich już budowało się coś na wzór Hagia Sofia.Wiem, że historia tego budynku sięga X w. ale wyglądał on wtedy kompletnie inaczej - później go odbudowywano nadając nowy styl. Dla porównania Klasztor Jasna Góra aktualnego kształtu nabrał w podobnym okresie, co Sobór Mądrości Bożej, a nawet kilkadziesiąt lat wcześniej, bo wtedy ukończono budowę fortyfikacji.Więc tak to nie jest tak, że na Ukrainie budowano co chciano i latano w kosmos, a u nas lepiono garnki z gliny
:)
michzak napisał:Kijów! Następnego dnia wybrałem się jeszcze z na rejs stateczkiem po Dneiprze, trwał 1h, kosztował 100 UAH. To jest dobra opcja, jak ktoś już wiele zwiedził, bo aż tak ciekawe moim zdaniem to to nie jest. Ale zawsze było przyjemne miejsce na spotkanie i gadanie z widokiem na Kijów
;) w razie czego w lodówce pod pokładem jest Somersby
;)dobra, dobra
:P nie kop leżącego
;)My też w GDN lecieliśmy na złamanie karku na swojego busa przez tę kontrolę paszportową, ale mimo wyjścia z lotniska 1min przed odjazdem, jakoś się udało.
@michzakFajna relacja
;)Quote:michzak..w niektórych godzinach niektóre stacje (czy przejścia między stacjami) mogą być zamknięte dla ruchu z powodu zamknięcia. Np. na stację Wakzal nie można było wejść, ale jeździł autobus do najbliższej stacji...Na Wakzalnej gdzieś od wiosny trwa remont schodów ruchomych. Stąd te utrudnienia.Sądząc po ogłoszeniu zmierza do końca
;)
jacob94 napisał:Wytłumaczy mi ktoś w skrócie co jest z tym Revo nie tak? Ostatnio jak byłem na Ukrainie spożyłem 3 w przeciągu całego dnia i nie odczuwałem żadnych skutków ubocznych
:) Wręcz uznałem go za jeden z lepszych napoi procentowych. Ale trochę mnie zmartwiliście bo teraz nie wiem czy jest sens to znów dotykać
:roll:Jak się ma zdrowie jak King Bruce Lee Karate Mistrz to można
:D Energetyki tego typu (nie te 'naturalne'), są ogólnie kiepskie dla zdrowia. A ten jest mocno 'skoncentrowany'. Może jest niezły na 'dzień po', ale ja miałem 'dzień przed' drgawki rąk, nadpobudliwość i takie tam
;)
W długi weekend sierpniowy było sporo Polaków w Kijowie.Do chaczapuri się nie dostałem, knajpa była zabita ludźmi i siksy powiedziały, że trzeba wcześniej rezerwować
:roll: Ale, że jak, nie byłeś w Ławrze Peczerskiej ?Również uważam, że godzinna wycieczka tym czółnem szuwarowo-bagiennym po Dnieprze to średnia atrakcja, widoki słabe. Jedyne co mi się podobało to "integracja" z Ukraińcami
;)
Niestety nie, ale nie biorę tego za minus - mam po co wrócić
;) Mając ograniczony czas (de facto 2 dni na zwiedzanie) wolałem pójść w stronę centrum i okolic zostawiając Ławę na następny raz, inaczej to by był bieg przez to wszystko w 1-2 godziny - wolałem już podjechać na Podil się pokręcić. Do większych atrakcji trzeba podejść z wiedzą, że zajmie to dużo czasu
:P (dlatego też np. nie byłem nigdy wewnątrz National Gallery w Londynie)
1. Wszystkie oceny zachowań/osób/miejsc/atrakcji są subiektywne i zawierają opinię autora. Istnieje prawdopodobieństwo, że nie będziesz się z tymi opiniami zgadzać.
2. Wybaczcie za styl, ale chcę to napisać, a nigdy nie byłem dobry z pisania wypracowań ;)
3. Zdjęcia są mojego autorstwa, lub mojej lubej. Jeśli tak nie jest, będzie to zaznaczone w tekście
Chciałem się tam wybrać od dłuższego czasu, ale zawsze coś wypadało, a to Londyn, a to Paryż, a to Budapeszt… Jednakże, ukraińskie linie lotnicze otworzyły ostatnio nowe połączenie, Gdańsk – Iwano-Frankivsk, a polska nazwa Stanisławów. Zakupiłem ten lot po umiarkowanej cenie, zadowolony, że wreszcie jest impuls na wypad na Ukrainę :D
Dokupiłem do tego lot Ryanair Modlin – Gdańsk (poranny, wada: 10h przesiadki w Trójmieście) i miałem skompletowany wygodny dojazd do nowego państwa na mojej lotniczej mapie.
Hmm… Co dalej… Ach, Lwów! Tyle się o tym mieście mówi, raz w życiu byłem, kiedy byłem małych dzieckiem niewiele pamiętając, a to dawne polskie miasto! Jak mógłbym spędzać ten czas w Stanisławowie, skoro TAKIE miasto na mnie czeka?
Niestety nic nie lata bezpośrednio IFO-LWO (chyba), a lot przez Kijów to byłaby już sztuka dla sztuki… Rozwiązaniem były koleje ukraińskie, jako że lądujemy o 2 w nocy, to pociąg o 3:23 ze Stanisławowa wydawał się być idealny. Kupiłem ostatecznie 2 dolne miejsca w Coupe, wydrukowałem kwitek do wymiany na bilety i dojazd do Lwowa gotowy. Przy kupnie biletu dorzuciłem też 2x czaj, na przywitanie i na wyjście z pociągu.
Tylko trzeba wrócić stamtąd jakoś...
Jako osoba cierpiąca na bardzo silną alergię na autobusy, niezależnie czy to PB, czy LE, czy cokolwiek innego (akceptowalne są 159 i 172 w Warszawie, bo one podjeżdżają mi blisko pracy, że nie muszę przechodzić przejściem podziemnym przy Beresteckiej) postanowiłem kupić lot powrotny.
Traf chciał, że pewna węgierska linia otworzyła w niedługim czasie lot Kijów – Gdańsk. Świetnie! Cena co prawda mimo WDC nie była niska (spóźniłem się na pierwsze terminy sprzedaży), ale jakoś wrócić trzeba. Dokupiłem jeszcze tylko lot GDN-WMI i miałem powrót do Warszawy zrobiony. Tylko te 10h przesiadki…
Trzeba skompletować jeszcze środek. Autobus – odpada. Pozostaje samolot i pociąg. Wyprawa pociągiem w wagonie z plackartą wydawał się interesującym pomysłem, jednak wygoda wygrała i kupiłem bilet na samolot LWO-KBP. 3 dni we Lwowie, 6 dni w Kijowie.
Hmmm…
6 dni? Trochę dużo. Zacząłem się rozglądać czy ewentualnie czegoś ciekawego w pobliżu nie ma, gdzie można by było wyskoczyć. Aha! Odessa, morze, kurort, czyli idealnie, plażing and smażing. Przesiadka 1h 50 min w Kijowie na oddzielnych biletach, zwłaszcza rano, wydawała się być dobrym pomysłem, realnym, więc cała podróż z Lwowa do Odessy zajęła całe 4h. Czas niezły. Dokupiłem jeszcze lot ODS – KBP i cała wycieczka skompletowana! 3 dni we Lwowie, 3 dni w Odessie, 3 dni w Kijowie, idealnie!
Mapa połączenia ostatecznie prezentowała się następująco:
Czyli WMI-GDN-IFO; LWO-KBP-ODS-KBP; IEV-GDN-WMI
Uwaga ogólna do dalszej części relacji:
Zdjęcia wykonywałem następującymi sprzętami:
Samsung A5/Huawei P8 Lite.
Optyka: jest
Ogniskowa: też jest
Obiektyw: no jakieś szkiełko jest, więc można przyjąć że tak
Full automat.
Nie jestem fotografem, więc nie będę Was katować moimi zdjęciami, czasem wstawię je jako forma zobrazowania czy zaprezentowania czegoś ;)
Dzisiaj tylko początek relacji, czyli wyprawa do Lwowa.
Jestem osobą mieszkającą na południu Warszawy, więc przenosin krajówek FR na Okęcie nie mogę się już doczekać. Niestety, w sierpniu nadal tego nie ma i trzeba wstawać i jechać do Modlina… Standardowo, jak już kolejny raz na porannym locie krajowym z Modlina stawiam się na lotnisku godzinę przed wylotem, security, smyranko, brak uwag do mojego Forclaza 40 (jego pierwszy większy wyjazd), do samolotu, lądowanie i na hali odlotów melduje się 8:20.
Wylot do Stanisławowa o 23:30.
Suuuper… Powoli idę w stronę przystanku autobusowego (pomstując że PKM nie działa) i jak zawsze nie mogę się nadziwić kuriozum gdańskiej komunikacji miejskiej. Automat na przystanku: 1 sztuka. W kiosku w terminalu brak biletów ulgowych. Informacja turystyczna nie sprzedaje biletów. Kiosk tylko bilety normalne
A pech chciał, że się ociągałem i w międzyczasie zdążył wylądować samolot z KRK. Kolejka do automatu biletowego – ogromna. W międzyczasie na szczęście udzielałem porad jak działa taryfa biletowa w tym wspaniałym mieście (czy bilet godzinny z lotniska będzie działał w Sopocie? Po podwyżce moim zdaniem nie, chyba jedynie 24h bilet pozwoliłby na bezproblemowe podróżowanie?). W międzyczasie było 210, pojechało, trudno, zaraz będzie następne.
Czekam… Czekam… Czekam… mija 30 min… nic…
Sprawdzam rozkład – następny autobus za 30 min.
Serio? Wielkie lotnisko, dynamiczny rozwój ilości pasażerów i tylko 1 autobus na godzinę w weekend?
Nadal lepiej niż Rzeszów :D
Wskakuję szybko w międzyczasie do 110, jadę do Galerii Bałtyckiej na małe śniadanie/kawę i w drogę na Długi Targ. A tutaj – Jarmark Dominikański! Kompletnie o nim zapomniałem, że miał być. Wielkie to to, czasem lekko kiczowate, ale ogólne wrażenie – bardzo fajne. Pogoda dopisuje, można spokojnie spędzić trochę czasu.
Później jazda do Gdyni, pogoda się lekko popsuła, więc znalazłem w CH Batory Strefę Chilloutu. Są gniazdka, jest ciepło, można usiąść – idealnie! Mijają 3h, idziemy na dworzec Gdynia Główna, gdzie umówiłem odbiór waluty oraz pożyczkę karty SIM. Późno się robi, więc w drogę na lotnisko. Melduję się na Rębiechowie 2h przed wylotem.
I dobrze, bo kolejka do check-in na mój lot GDN-IFO niemała. Brak możliwości odprawy online powoduje, że cały samolot musi się stawić w check-in by się odprawić i odebrać karty pokładowe. W kolejce spędziłem 30 min, krótka pogadanka z miłym panem, karta pokładowa w dłoń (miejsca w rzędzie awaryjnym! :D ) i idę oczekiwać na samolot.
Do gate podjeżdża w miarę nowy, 3-letni Embraer 190LR, UR-EMD, LF ok. 80%, bez rękawa.
Start w ciemnościach jak zawsze, wznosimy się, widać że ludzie zasypiają. Po 20 minutach lotu: wszystkie światła włączamy, poczęstunek idzie!
Na szczęście w miarę szybko się uwinęli, zgasili światła i spokojnie można było drzemać dalej :)
Lądowania trochę się obawiałem znajdując w internecie zdjęcie pasa startowego (zdjęcie z Google, autor: Losth).
Ale ostatecznie było równo, tylko uczucie takie, jakby się po płytach takich betonowych jechało. Gorszy pas miał mnie jeszcze czekać :D
Lotnisko śmiesznie małe, odprawa paszportowa około 30 min trwała. Wyszedłem przed terminal, taksiarze czekali. Cena do dworca? 100 UAH. Zacząłem się targować, udało mi się zejść do 60 UAH (chociaż wiem, że powinno to kosztować 40). Ale cóż, w Stambule się dawałem robić w konia na pewno, to i tutaj też nie mam doświadczenia. Na szczęście robienie w konia na Ukrainie mniej boli portfel :D
Dojazd na dworzec kolejowy w 15 min, wysiadamy, idziemy do kasy, tam pani wyraźnie wzburzona (chyba ktoś nie przyszedł na kolejną zmianę), prawie wyrywa mi tę kartkę, klepie, klepie, oddaje kartkę i 2 bilety. Git. Najważniejsze, że są kwitki.
Według rozkładu pociąg miał już stać 30 min przed odjazdem. Idziemy na peron… Stoją tylko 3 wagony, w tym nie nasz oczywiście. Czekamy, czekamy… Mija 15 min, przyjeżdża jakiś pociąg. Zaczęła się operacja przepychania 14 wagonów z jednego pociągu do drugiego, ale poszło w miarę sprawnie. 3:20 meldujemy się w wagonie (przy wejściu sprawdzane jest imię i nazwisko z tym, co w dokumencie).
Szukamy naszego przedziału (Pani zabiera kwitki, więc zapamiętałem miejsce), ale ktoś śpi na naszych miejscach. Przechodzi Pani pokazuję, że jest problem, a ona wbija do przedziału, szturcha tę osobę i mówi, żeby poszła na swoje miejsce. Facet wziął swój materac i pościel i zawinął się do góry.
Super, mamy już swoje miejsca :D wrażenia z kolei? Całkiem pozytywne, odjazd punktualnie, każdy dostaje czystą pościel zapakowaną w torby, do tego materac. Bagaże pod miejsce leżące (jest taki schowek fajny) i można iść spać. Tylko gdzie ta herbatka…?
W pewnym momencie do przedziału weszła pani opiekun wagonu, coś zaczęła mówić szybko, oddała bilety i zamknęła drzwi. Co jest? Patrzę na zegarek, 30 min do przyjazdu do Lwowa. No tak budzenie. Zaczynam się ogarniać, przychodzi starsza pani „Czaj, czaj”, i fajnie, jest chociaż na wyjście :)
7 rano, pociąg zatrzymuje się we Lwowie.
Cdmnn.@Charles coś mi migało, że istnieje takie połączenie, ale za nic nie mogłem go zlokalizować :(
@wszyscy fajnie, że czytacie, bardziej myślałem, że to będzie na zasadzie, że ja sobie piszę, a ktoś zbłąkany szukając informacji o Ukrainie wpadnie i przejrzy, a tutaj jakieś małe zaskoczenie jest :) (chociaż sam jak to czytam, to wydaje się być chaotyczne i stylistycznie średnio... ale, wiem że jak szybko tego nie zrobię, to później to się będzie wlec...)
Uwaga: relacja może zawierać lokowanie produktów!
Lwów
Pociąg dojechał, wychodzę na peron. Dopiero teraz sobie zdałem sprawę jak długie tam są pociągi. Dworzec we Lwowie ma perony lekko łukowate, mój wagon był chyba 4 czy 5, a drugiego końca pociągu nie widziałem. U nas w Polsce przeciętnie tego typu pociąg ma ze 4 wagony? Wyjątkiem zazwyczaj są TLK mające po 7 wagonów (+międzynarodowe), ale te już są uważane za długie…
Ten wyjazd był jeszcze z jednego faktu wyjątkowy – był moim najgorzej ogarniętym wyjazdem, jaki kiedykolwiek odbyłem. Tuż przed urlopem oczywiście masa roboty w pracy nie miałem na nic czasu, nawet pakowałem się dopiero przed porannym wylotem z Modlina. Z rzeczy ogarniętych to jedynie nocleg na Couchsurfing u hosta w Lwowie, zaklepane mieszkanko w Odessie i Kijowie.
Schodzę na halę dworca, jest informacja turystyczna!
Nie, otwarte od 10. Hm, gdzie ja jestem? Czemu nie ściągnąłem mapy żadnej tak właściwie? (z promo Citi przytuliłem iPada, na którym mam ściągnięte maps.me i ściągam zazwyczaj dane miasto)
Wychodzę przed dworzec, oczywiście zaraz „Taxi taxi taxi”, ale nie… może i Ukraina jest tania, ale nie będę się wozić wszędzie taksówkami :) skręcam w prawo, widzę marszrutki. Hm, wszystko cyrylicą z nazwami ulic, o których położeniu nawet nie mam pojęcia. Ładować się do autobusiku, który nawet nie wiem gdzie jedzie? Słaby pomysł.
Krążę wokół tego placyku, aż w końcu widzę – tramwaj! No tramwaje raczej do centrum jadą, idea podmiejskich tramwajów nie jest zbyt popularna. Idę w tamtym kierunku, i spotykam mapę. Super, przynajmniej mogę przeczytać jaka ulica jest w centrum i mniej więcej chociaż się zorientować co gdzie jest.
Ile mniej by problemów było, gdyby po wyjściu z dworca skręcić w lewo, a nie w prawo…
No nic, kupuję bilety w pobliskim kiosku, wsiadam i jazda.
Pierwsze wrażenie Lwowa? Pozytywne, torowisko jest nawet nieźle wyremontowane (zwłaszcza pamiętając co było te 10 lat temu), ulica wyremontowana, jadę w stronę centrum, czego chcieć więcej na ten moment? Później okazało się, że wybór linii tramwajowej jadącej do Opery był dobrym wyborem – linia odbijająca koło kościoła św. Elżbiety wygląda ciutkę gorzej :D
Jedziemy, jedziemy, widzę operę – wysiadka na najbliższym przystanku!
Idę w stronę Starego Miasta (jakoś zapamiętywanie mapy mi idzie, więc mniej więcej już coś wiedziałem), kierujemy się na rynek. Pusto jakoś. Prawie nikogo na ulicach, cisza, spokój.
Jest niedziela 7:50. W sumie czego się spodziewałem? Kręcimy się jeszcze i odbijamy w kierunku Opery, gdzie obok widzę kawiarnię „Kredens”. Wchodzimy tam na małą kawę (wow, kawa 5 zł tylko! – co okazało się bardzo drogo później), przy okazji usiąść, ściągnąć mapę i umyć zęby dla odświeżenia się :)
Reszta dnia upłynęła na leniwym szwędaniu się po mieście do godziny 14, o której miałem się zdzwonić z moim hostem na CS.
2h oraz 15 prób nawiązania połączenia później stwierdziłem, że chyba nie będzie mnie w stanie dzisiaj przyjąć, ani w ogóle.
Siadamy w takim razie na Rynku i jazda na booking, Airbnb czy inne tego typu strony. A że jestem raczej typem turysty, który lubi sobie wcześniej przyklepać bez szukania czegoś na miejscu, przyjąłem to z pewnym niepokojem.
Ostatecznie trafiłem na hostel o nazwie Hostel, znajdujący się jakieś 15 min od centrum za cenę chyba 450 UAH/pokój/noc. Nie tak źle, wpisuję dane, telefon, normalna rezerwacja na blokingu. Planowany czas przybycia… hmm… 20 minut? W drogę!
Okazało się, że hostelik jest całkiem przyjemny – bardzo miła właścicielka mówiąca po polsku (dla mnie jednak spore ułatwienie, polski czy ukraiński), pokój był już gotowy. W środku nic specjalnego, łóżko double, szafki nocne sztuk 2 oraz łazienka na korytarzu – przy pełnym obłożeniu może być trochę ciasno, ale nie ma co wybrzydzać :)
Miasto jak to miasto, mnóstwo lepszych zdjęć możecie znaleźć w innych relacjach/poradnikach/Googlach, ja nie umiem robić zdjęć, więc nie będę Was porażał moją twórczością zbytnio :)
świetne śniadania w restauracji Baczewskich (Szewska 7). Wejście jest trochę niepozorne:
Ale za 90 UAH wjazd Ol Inkluziw łącznie z drinami (no dobra, wódka i szampan, ale jednak niecodzienna sprawa na śniadanie).
Z knajp nie będę polecał niczego nowego, gdyż – połowa i tak mnie za to znielubi w tym momencie – dla mnie Puzata była wystarczająca :P (no proszę Was, 120 UAH za obiad dla 2 osób? Bajka), fajny jest ten lokal na prospekcie Szewczenki :) no i podobały mi się te targi, zwłaszcza płyty winylowe muzyki PRL oraz jazz. Jaka jakość płyt jeszcze nie wiem, muszę w końcu zejść wykopać gramofon.
Ostatnią noc, z racji wylotu o 7 rano lotem LWO-KBP spędziłem w hotelu Vira – byłem zaskoczony, w sumie dobra także alternatywa dla innych hosteli, czas dojazdu do centrum to 15 min (tyle, co szedłem z buta), a i cena niższa :) po przyjściu do hotelu okazało się, że jesteśmy jedynymi gośćmi – cały hostel dla nas! Ale ogólnie widać, że nowy na rynku, warunki oceniam na bdb- (zwłaszcza w porównaniu z poprzednim), idealny jak ktoś chce większą grupą przyjechać.
Z racji chęci zamówienia taksówki na lotnisko rano (2.5 km to niby niedaleko, ale jednak każda minuta w łóżku przy porannym wylocie jest na wagę złota) przeszedłem się do ochroniarza na dół, ja nie znam ukraińskiego, a przez infolinię od razu wyłapią, żem obcy i wyższą cenę dadzą. Z ochroniarzem jakoś się dogadałem, dzwoni, zamawia taxi na 5.20, że będzie, cena 41 UAH, będzie telefon rano jeszcze że taksówkarz czeka. No i świetnie, z ulgą mogę iść spać.
Rano pobudka, wstajemy, ogarniamy się i punkt 5 rano dzwoni telefon: „Niemaje automobila, wybaczte i do pobaczennya”. Pip-pip-pip-pip…
Porada: jeśli zamawiacie taksówkę na rano, nie oczekujcie, że ona będzie, może żadnemu taksówkarzowi nie będzie się chciało jechać :D
No to sru na dół, iPad w dłoń z numerami taksówek i dzwonimy od góry do dołu. Telefon, jest taxi, będzie za 15 min. Ufff, udało się :)
Samo lotnisko bardzo pozytywne, coś takiego idealnie by się sprawdziło w tym momencie jako lotnisko Modlin. Duże, ładne, przestronne, security 0 minut, duży plus za stojącą butlę z wodą i kubkami do picia (też tak macie, że po przejściu za security od razu pojawia się pragnienie, że trzeba się napić wody, jak na pustyni? Jakiś spisek mam wrażenie). Jako że musiałem podejść do check-in (zbieram takie ładne, prostokątne karty pokładowe) to zapytałem, czy można mnie odprawić także na lot KBP-ODS, ale niestety nie miałem przy sobie numeru rezerwacji ani etix (oczywiście o zainstalowanej aplikacji Checkmytrip z danymi offline przypomniałem sobie idąc do security :/)
Podłączenie do rękawa. Samolot do KBP to B738, UR-PSA, 7 lat, wejście przez rękaw. LF=100%.
Poczęstunek standardowo kubek wody, lot spokojny, niecałą godzinę, bez opóźnień. Na minus – strasznie ciasno :/
Przed podejściem do lądowania oblot nad Dnieprem – ożeż, ale to potężna rzeka! Ale Kijów na końcu, jeszcze zdążę go zobaczyć.
Lądowanie, później 5 minut jazdy po płycie na parking, wyjście do autobusu. 1h 50 min na przesiadkę, niby nie jest źle, ale jeszcze check-in trzeba zaliczyć. Okazało się, że z lotów krajowych na KBP nie ma transferu – trzeba wyjść za bramki i iść jeszcze raz do security! Na szczęście, co mi się bardzo spodobało, ruch krajowy jest oddzielony od ruchu międzynarodowego, więc wszelkie obawy o opóźnienia i kolejki były bezpodstawne – puściutko! Karty pokładowe w dłoń (+ weryfikacja masy plecaków, jeden trzeba było nadać, szybkie przepakowanie i Forclaz ważący 12 kg ląduje na taśmie, na szczęście taryfa to umożliwiała) i do security. Po kontroli kupno szybkiej kanapki w ramach śniadania (brrr, 40 UAH/szt) i oczekiwanie na lot do Odessy.
Cnd.
Ogólne uwagi spisane podczas pobytu:
- na minus, dla mnie duży, dużo pamiątek w barwach czerwono-czarnych, widać brak rozliczenia się ze swoją historią... Dobrze, że handlarze tam nie wciskali obok polskich flag :roll: ale zaskakując, że de facto najwięcej pamiątek w tych barwach było we Lwowie, a nie w Kijowie.
- dyskusja o UPA będzie czyszczona (w sumie jam mod, więc mogę :D), nie chciałbym żeby to się zaraz stało znowu miejscem OT ;)
+ płatność za tramwaj (jak nie mamy biletu) 2 uah oraz w marszrutce (4 uah) jest przy wejściu do pojazdu
+ w muzeum aptekarskim sprzedali studenckie „na gębę” :D a i samo muzeum ciekawe
+ obowiązkowy punkt to Cmentarz Orląt, obecnie tramwaj nie dojeżdża z powodu remontu, trzeba przejść się kawałek z Łyczakowskiej. Polecam wejść do tej kapliczki na górze, tam zawsze ktoś siedzi, kto odbudowywał cmentarz, można posłuchać ciekawych historii, a i sami są chętni do rozmów po polsku. Jeden starszy Pan zaskakująco dobrze znał angielski (wycieczka z UK chyba była odwiedzić te miejsce)
+ w całym mieście mnóstwo darmowych WiFi, bardzo duży plus (nie to co w Berlinie)
+ Alkoenergetyk mnie urzekł :D tyle się mówi o nie łączeniu alkoholu i napoi energetycznych, a tutaj proszę, koło Red Bulla stoi, nawet schłodzony! :D
+ Kwas to moja nowa miłość jeśli chodzi o napoje, zwłaszcza te z beczkiJeszcze uzupełnienie informacji z poprzedniego postu, lot KBP-ODS na samolocie B737-300, starszym już (nie pamiętam rejestracji), ale więcej miejsca na nogi.
Jeszcze taka dygresja, nie wiem czemu w przypadku lotów UIA za każdym razem po wejściu, jak już załoga podała informację „Boarding completed” samolot stał z otwartymi drzwiami jeszcze jakieś 15-20 minut. Zawsze sądziłem, że jest parcie, żeby jak najszybciej wylecieć, a tutaj tyle więcej papierów do wypełnienia, czy co? Siedząc w samolocie do Odessy wydało mi się to wyjątkowo męczące, bo siedziałem przy oknie po stronie wschodniej i cóż, ciepło było :P
Lot był spokojny, słoneczny, trwał około godziny, standardowo podejście, zniżamy się, klapy, koła w dół, zabudowania coraz bliżej, teren lotniska, trawa, pojawia się pas startowy…
O… jejku, my mamy na tym lądować?
W rozmowie dawno temu ze znajomym pilotem po pokazaniu zdjęcia pasa ze Stanisławowa powiedział, że ten pas dobrze wygląda i jest spoko. W Odessie jest gorzej. I wiecie co? Miał zdecydowaną rację. Nie jestem pewien czy gorzej rzucało przed podejściem do lądowania (trochę wiało lekko z boku), czy sam proces hamowania oraz jazdy po tym pasie startowym.
Przykładowe wideo z lądowania na lotnisku w Odessie:
https://youtu.be/26Tw0Bio9Eo?t=3m45s
Uff, zwolniliśmy, samolot zaczął skręcać na drogi kołowania.
Hmmm, jeszcze gorzej… No ale ok, jakoś się dojedzie do stanowiska postojowego. Te lotnisko jest jakieś dziwne mam wrażenie.
Dobra, otwierają drzwi (druga myśl, czemu tylko jedne drzwi się otwiera, skoro i tak samolot stoi na ziemi? Za mało schodów mają? Przecież można spokojnie przyśpieszyć wszystko podczas stania na ziemi), wsiadamy do autobusu i jazda do terminala. Samolot wylądował 20 minut opóźniony (mam wrażenie że przez te stanie i czekanie na KBP), więc pisze notkę do hosta SMSem, że chwilę później będziemy.
Dojechaliśmy do… budynku, to bez dwóch zdań. Ciężko to nawet opisać jak to wygląda, a zdjęć też zbytnio nie mam (nie jestem pewien czy mogłem zrobić zdjęcia tej „hali przylotów” z zewnątrz, jak stało sobie 3 mundurowych – nie chcę kłopotów sobie robić, a jak wiadomo Odessa trochę bardziej prorosyjska jest). Ale spróbuję opisać.
Taśma bagażowa jest w pomieszczeniu zbudowanego z chyba pleksiglasu (plastikowe przeźroczyste, ciepło wewnątrz było), było trochę taśmy bagażowej wzdłuż jednej ściany (która kończyła się bez żadnych zawijasów czy czegokolwiek, po prostu jak już koniec, to walizka spada na ziemię i tyle), która sama w sobie też była wątpliwego stanu. Bagaże na taśmę są ładowane przez otwór w ścianie, która nie jest jakoś szczególnie oddzielona od wnętrza. Z zewnątrz tego otworu nic nie ma, po prostu wózek podjeżdża i bagażowy przerzuca przez dziurę walizki z wózka na taśmę. No i oczywiście są drzwi do jakiegoś pomieszczenia (w którym było na szczęście już chłodniej, to już w budynku) i dalej drzwi na halę odlotów. Przez nikogo właściwie nie pilnowane. Szczerze mówiąc średnio wiem gdzie można tam wstawić jeszcze w międzyczasie kontrolę paszportową, a jednak podobno są loty do Tel Awiwu, więc jakoś to musi być rozwiązane.
Na same bagaże czekamy ostatecznie koło 20 minut, podjeżdża standardowy samochodzik z dwoma przyczepkami pełnymi bagaży. Ale widzę, że ludziom średnio chce się czekać, część wychodzi po prostu na zewnątrz tej szklarni, jak ja to nazywam, i biorą swoje bagaże z drugiej przyczepki – bo w sumie po co czekać, nie? Sam widzę w pewnym momencie swój plecak, to wzorem innych podchodzę, biorę i spadam.
W międzyczasie próbuję skontaktować się parokrotnie z tą osobą z mieszkania. Ale po 30 minutach braku odpowiedzi mam przeczucie, że znowu mam powtórkę z Lwowa. Ale w tym przypadku gorzej, bo była przedpłata (sam jakbym wynajmował mieszkanie brałbym przedpłatę za pierwszą noc w ramach gwarancji). Eh, 500 UAH poszło się…
Tak więc wiecie, jednak nie polecam szukać noclegów na olx :P (btw mam numer karty płatniczej, nic więcej – na Ukrainie to jest najpopularniejszy sposób przelewów, nie na konto, tylko na kartę – wiecie może jak uprzykrzyć delikwentowi życie? :evil: ).
No nic, siadamy na lotnisku, gdzie mamy jeszcze WiFi szukać czegoś innego. Udaje nam się złapać mieszkanie całe do wynajęcia na Novoselskogo, więc nie jest tak źle, blisko do cetrum, dalszy kawałek od plaży. Ważne żeby mieć gdzie spać :) w razie czego mogę podrzucić stronkę, na której szukałem noclegów.
W międzyczasie podchodzili do nas taksówkarze. W oczekiwaniu na oddzwonienie maganera jednego z obiektów wyszedłem sobie przed terminal, widzę budka informacji turystycznej. Trochę dziwnie wygląda, ale jakoś jest. Podchodzę, pytam się, ile powinno wyjść za kurs do centrum? 600 UAH.
Że co?
Od razu oczywiście podbija taksówkarz, który mówiący „tam tam samochód, zapraszam zapraszam”.
Widziałem wcześniej we Lwowie te reklamy Bravo Airlines, tam jak byk było Kijów – Odessa 500 UAH, to mam 600 zapłacić za transport taksówką z lotniska do centrum, i to jeszcze na Ukrainie?
W międzyczasie był jeszcze inny taksówkarz „normal price, normal price”, z ciekawości zapytałem za ile. 400 UAH. Grzecznie podziękowałem.
Jedna właścicielka oddzwania, że jest mieszkanie ok, można na 14 przyjechać, no i spoko. Sprawdziłem dojazd, nie chce mi się przesiadać nigdzie za bardzo, marszrutka 168, odjeżdżająca z przystanku Szkoła, jakieś 800m od terminala. Super, to w drogę.
Btw jak to jest, że Google potrafi tak pięknie ogarniać transport marszrutek? Zawsze sądziłem, ze to jeden wielki cyrk na kółkach i trzeba być mieszkańcem, żeby to jakkolwiek ogarniać :D
Znajdujemy przystanek, 3 minuty czekania, podjeżdża busik. I z tego co zauważyłem, tutaj najpierw się wsiada tylnymi drzwiami, jedziesz i wysiadasz przednimi płacąc wtedy – tak samo jest w tramwajach, gdzie pojęcie biletu nie istnieje.
Dojeżdżamy do mieszkania, 480 UAH za noc, nie jest źle (chociaż dalej ta strata 500 UAH w pamięci trochę boli), pod nosem targ, parę supermarketów, do centrum idzie się 15 minut – dla mnie wystarczająco. Zapytałem także właścicielki jakie powinny być ceny taksówek? Wewnątrz centrum z 10 UAH, trochę dalej (mniej więcej jak Arkadia) – 40 UAH, na lotnisko 82 UAH. Czyli tak jak się spodziewałem, chcieli mnie okantować na lotnisku! :D
Cóż, czas na miasto.
Jak je oceniam? Mi szczerze mówiąc średnio się podobało, w ostatecznym rachunku wolałbym spędzić 2 dni w Odessie i 4 dni w Kijowie. Według mnie miasto ogólnie jest mocno zaniedbane, brudne, chociaż widać, że typowo turystyczne. Zdecydowanie bardziej widać prorosyjskość (przez ten czas nikt nie chciał mówić po ukraińsku, nawet po zapytaniu się o to – na bazarze ludzie woleli zrezygnować z transakcji aniżeli mówić po ukraińsku), dużo Rosjan, aczkolwiek było bezpiecznie i nie czułem się zagrożony (byłem tam jak znowu zaczęli gadać o Krymie, czyli tutaj powinno być to widoczne bardziej). No i sama plaża jest brudna, dużo śmieci walających się w piasku, aż strach kopać było nie wiedząc co zaraz się znajdzie… Kiepy czy butelki to była normalna sprawa (możliwe, ze na innych plażach jest inaczej, ja miałem tylko pogodę rozłożyć się na plaży Otrada, która po prostu była najbliżej i na pewno była bezpłatna ;) ).
Mocno przereklamowane też okazały się Schody Potiomkinowskie, od góry widok nie za ciekawy dla mnie (wielki hotel), a i od dołu to dobrze nie wyglądało (po lewej blaszany płot jak przy budowie, a po prawej stronie ruiny na skarpie). Teoretycznie mają szóste miejsce w pierwszej dziesiątce najpiękniejszych schodów Europy – jak dla mnie nic ciekawego (chociaż trochę poczytałem o ich budowie i konstrukcji).
Jednak nie jest tak, że zupełnie mi się nie podobało, z zalet:
+ piękna Katedra na placu Katedralnym (nie jest oblana złotem wszędzie, gdzie się da, tylko właśnie jest go dość niewiele, a znacznie więcej białych marmurów).
+ Woda w morzu jest czysta, co prawda pływają w niej jakieś małe roślinki, ale nie będę narzekał, że w wodzie coś życie – przecież to jest morze, tam coś może żyć ;) ale stojąc w wodzie po ramiona nadal mogłem zobaczyć swoje stopy! Szok dla osoby wiecznie bywającej tylko nad Bałtykiem ;)
+ polecam także pasaż schowany w bramie, niedaleko Lwowskiej Manufaktury Czekolady, bardzo mi się podobały zdobienia :)
+ Opera, piękny budynek, działa w sierpniu i wymagają strojów eleganckich, co dla mnie jest dużym plusem (moim zdaniem do opery powinno się ubierać jakkolwiek „lepiej” niż to, co widziałem np. w Wiedniu, gdzie ludzie w krótkich spodenkach i T-Shirtach wchodzili, moim zdaniem to zabija całą atmosferę)
+ Jest też Puzata Hata obok oraz Afina, w której także ktoś polecił kopię Puzatej – mimo dużego wyboru jedzenie było moim zdaniem gorszej jakości i już wolałem wrócić do Puzatej, chociaż główne zadanie było spełnione (najadłem się). Duży plus dla tego drugiego lokalu, że ma mikrofale porozstawiane obok stolików, można sobie podgrzać w razie czego jedzenie, czego mi brakowało w Puzatej (tam potrawy są niestety „letnie”). A, około 13-14 w dni powszednie kolejka do nakładania sobie potraw ciągnie się przez całe piętro, więc nie polecam.
+ Nowa hala targowa jest ciekawa, zwłaszcza z tymi świeżymi, pachnącymi, wiejskimi twarogami… mmmmmm…
Samo miasto jest dość drogie, ceny powiedziałbym Kijowskie. Pewnie to wynika z ataku na Krym, przez co zabrali Ukraińcom miejsce wakacyjne nad Morzem Czarnym, więc wszyscy teraz do Odessy jeżdżą.
I tak nam leniwie upływał czas w tym mieście, aż w końcu przyszedł dzień wylotu do ostatniego już miasta na Ukrainie – Kijów, stolica, największe w tym kraju. Na lotnisku zameldowaliśmy się 2,5h wcześniej (tak jakoś wyszło, nie chciało nam się już chodzić po mieście). Na lotnisku – tłumy, check-in zawalony ludźmi, mimo że tylko 3 samoloty miały startować, to przez połowę lotniska trzeba było się przeciskać! Udało się dostać karty pokładowe, już chcemy iść do security, gdy się zatrzymuje i zastanawiam się… Była mowa „upstairs, upstairs”. No dobra, i tak mam jeszcze 1,5h do odlotu, więc idziemy do góry. A tam, na końcu korytarza, drzwi z napisem „Departures”. Tak jak w Kijowie, tak i tutaj wejście do lotów krajowych jest gdzie indziej. Trzeba o tym pamiętać, bo nie widziałem żadnego przejścia między międzynarodowymi, a krajowymi lotami. Nie wiem co by było, gdyby się wkopało na międzynarodowe (mam nadzieję, że by cofnęli jeszcze przed skanowaniem).
Sam obszar za security malutki jak już pisałem, obszar pusty, prawie jak lounge :P mnóstwo ławek do siadania, jeden bar otwarty, ceny bez szału. Jest też nawet jakiś salonik! Ale jako nie statusowy nie wchodziłem, ale nie widziałem nic ciepłego do jedzenia, trudno mi powiedzieć co tam jest. Styl salonika tak jak styl reszty lotniska, więc fajerwerków bym się nie spodziewał :P
Z informacji praktycznych:
- w cerkwiach dobrze jest, żeby kobiety miały jakąś chustę na głowie (chociaż chodzenie bez to nic złego, ale moja luba twierdziła, że dziwnie się bez niej czuła)
- płatność za marszrutkę/tramwaj przy wychodzeniu
- odloty krajowe są z innego miejsca
- lotnisko w Odessie jest małe, warto być wcześniej (duże kolejki)
Czy bym wrócił do Odessy? Nie. Chyba, że przejazdem. Dobrze je było odwiedzić i zadowolony jestem, że tam byłem, ale miasto mnie nie urzekło i nie poczułem tego „czegoś” :PKijów!
Lot spokojny, terminal tym już razem mi znany, więc bez trudu znajdujemy drogę na zewnątrz. Sprawdzając na lotniskowym WiFi najbliższy Skybus jest za 5 minut. Dobra, trzeba się śpieszyć!
Wychodzimy na zewnątrz i widzimy jak akurat autobus podjeżdża – przynajmniej daleko nie trzeba chodzić. Nie wiem na który terminal przylecieliśmy (lot krajowy), ale autobus parkuje dosłownie przed wejściem i jest oznaczony. Nie kupowaliśmy biletu przez Internet, bo nie wiadomo czy autobus się nie spóźni, a skoro i tak bilet kupiony u kierowcy jest w takiej samej cenie…
Kierowca wyszedł przed autobus otwierać bagażnik, część ludzi rzuciła się ze swoimi walizkami, ale część udała się już do środka autobusu. Hm, może mają wykupione bilety?
Moment, to Ukraina.
Wsiadamy do środka i siadamy tuż za kierowcą – będę widział wszystko i w razie czego szybko będę mógł się wytłumaczyć, że ja owszem, zająłem miejsce, może bezprawnie czy coś, ale chcę jechać i mam pieniążki i proszę mnie zawieźć, jestem miły i w ogóle…
Pisałem, że to Ukraina, nie? A autobusy miejskie na Ukrainie to jak się nazywają? Marszrutki.
A czy ten autobus dużo różni się od marszrutki? Tak! Tutaj nie płaci się kierowcy przy wchodzeniu (jak we Lwowie) lub przy wychodzeniu (jak w Odessie). To tutaj kierowca, po załadowaniu wszystkich walizek idzie przez autobus z bilecikami i sprzedaje wszystkim bilety, w zależności czy do metra, czy do końca, zbierając pieniążki.
Ufff, pojedziemy! :)
Pogoda nie przywitała nas pięknie, pochmurno, lekkie opady deszczu, ogólnie tak mocno nijako. Z lotniska Boryspil jest niestety kawałek, a że my już po chodzeniu po Odessie (przypomnę lot o 17), to się nie chciało bawić w żadne przesiadki i jedziemy do końca.
Dobra, wsiedliśmy, ruszamy, to teraz kolejny punkt programu. Czy mój nowy gospodarz odbierze telefon, czy w Kijowie też będę musiał szukać noclegu na ostatnią chwilę?
Piiiiip…. Piiiiiip…. Piiiiip…. Piiiiip… „Priviet?”
Święto lasu! Chociaż tutaj się udało! :D
Tak więc polecam Wam wszystkim ichniejszą kopię airbnb o nazwie dobovo.com, niestety tam jest głównie Kijów, ale mam nadzieję, że będą to dalej rozwijać. Główna różnica jest taka, że użytkownik nie widzi stricte ile kasy idzie do serwisu, tylko jest ostateczna cena, np. 450 UAH. Ja brałem na 3 noce, więc mi pokazało 1350 UAH, więc klikałem „Rezerwuj” i idę dalej.
W tym serwisie jest przedpłata, ale ona jest realizowana przez zapłatę do serwisu za pierwszą noc, a reszta gotóweczką właścicielowi mieszkania za resztę – uważam to za bardzo fair.
Jakoś się dogadaliśmy o której będziemy i już spokojniejszy jadę na podbój Kijowa. Mieszkanie załatwiłem niedaleko dworca Kijów Pasażerski, około 10 minut na piechotkę, przy ulicy Żyliańskiej. Mieszkanie było fantastyczne, wszystko co potrzebowałem (łącznie z Internetem) oraz dodatkowo pralka (bardzo istotne, zwłaszcza, że lądowanie w WMI planowane miałem na 21.30, a o 8.00 następnego dnia miałem Pendolino do Krakowa). Jak ktoś zainteresowany, to podeślę namiary na priv.
Z racji dojechania do mieszkania o 19.40 jedyną rzeczą, jaką zrobiliśmy tego dnia było pójście do Puzatej Haty na kolację i od razu poszliśmy właściwie spać (stan toczenia się po jedzeniu sprzyja snu).
Pierwsze wrażenia? Miasto jest duże, szerokie, monumentalne. Najpierw wysiedliśmy pod nową halą dworca (duża), musieliśmy przejść na drugą stronę (16 krawędzi peronowych!!!), później przejść przez stary dworzec (wow!), minąć znak „Dworzec podmiejski w lewo” (to te 16 torów nie są używane przez podmiejskie?!) i przejść się ulicą Żyliańską, mającą od 4 do 6 pasów (a to droga jednokierunkowa). Dla mnie ma to też duże wady – jeśli chcesz przejść przez ulicę z pierwszeństwem na skrzyżowaniu, w skrajnych przypadkach musisz czekać 95 sekund na światło zielone.
Następnego dnia popatrzyliśmy sobie na mapę, „My tutaj, tutaj jest metro dworzec kolejowy, a tutaj popatrz, o, jest metro Uniwersytet! Sprawdzę jak daleko to jest… O, bliżej o jakieś 200 metrów, to jak, idziemy tam na tę stację Uniwersytet, nie?”
Kto był w Kijowie, ten wie jak duży to był błąd – wejście do tej stacji było pod górę przez park i w porównaniu z trasą na dworzec… to był kiepski wybór :P tak czy inaczej, Kijów jest zadziwiająco mocno pagórkowaty.
Dobra, to teraz znaleźć wejście do stacji… Hmm, doszliśmy do Soboru św. Włodzimierza, to chyba nie tu… Ej, a może tamto „obserwatorium parkowe”, to jednak było metro? :D
Ogólnie byliśmy tam 14.08, w przeddzień w Polsce święta Matki Boskiej Zielnej. U nich jakoś wtedy też jest duże święto kościelne. Więc wszystkie chodniki od metra do soboru były usłane babuszkami sprzedającymi różnego rodzaju wytwory z ziół, kwiatów, zbóż etc… bardzo fajnie się przez to szło oglądając ich towary na sprzedaż (ale nie polecam takiego spaceru dla osób z alergią).
Dotarliśmy do metra, idę do kasy po bilety. Biletami są tutaj żetony, które są wrzucane przy bramkach, gdzie już ich nigdy nie wyjmiemy… Wrzucony żeton otwiera kołowrotek i można iść. Jak jest w takim razie realizowana kontrola biletów na dole? Tego nie mogliśmy wymyśleć. Swoją drogą, chyba wprowadzają coś w rodzaju Oyster Card u siebie, co pozwala obniżyć koszty z 4 UAH za przejazd, do 3.50.
Pamiętajcie tylko, że w niektórych godzinach niektóre stacje (czy przejścia między stacjami) mogą być zamknięte dla ruchu z powodu zamknięcia. Np. na stację Wakzal nie można było wejść, ale jeździł autobus do najbliższej stacji. Ale standardowo, autobus kosztuje tyle, co zawsze i nie, bilet nie upoważnia do dalszej jazdy metrem :(
I te ceny kawy na mieście... Chciałbym takie u nas :(
Co można powiedzieć o metrze w Kijowie… Głębokie, to na pewno. Podobne do warszawskiego? Mają te same wagony niektóre :D
Po samym Kijowie odbyłem parę spacerów, po różnych częściach miasta. Drugie wrażenie, dalej monumentalne, ale ładne – moja piękniejsza połowa twierdzi, że dobrze się czuje, bo drogi szerokie i nie ma takiego ścisku jak we Lwowie. Nie wiem czego się spodziewałem jadąc do Kijowa, ale pewnie czegoś podobnego jak Brytyjczyk jadący do Warszawy po raz pierwszy – że to będzie jakaś dziura i nic tam nie ma, a sama infrastruktura leży. Tak bardzo się myliłem.
Po Kijowie jeżdżą normalnie wyglądające autobusy i trolejbusy, nowe, nowoczesne, dużo miejsca w środku (tramwaje jeżdżące po Podilu pominę :P ). Wiele punktów także jest opatrzonych angielskimi napisami (cała sieć metra jest podpisana chociażby) – ciekawe ile tego to pozostałości po EURO 2012? Samych atrakcji jest co nie miara, czy to spacer w okolicach kościoła św. Andrzeja, przejazd funikularem… oh wait, nie działał :( ale sam Sobór Mądrości Bożej, część budynku jest z XI wieku! Jak u nas tworzyło się porządne państwo polskie, u nich już budowało się coś na wzór Hagia Sofia.
Co polecić mogę z atrakcji… Czy jedzenie można traktować jako atrakcję? ;)
Jako, że przez ostatnie 7 dni jedliśmy głównie w Puzatej Chacie, potrzebowaliśmy czegoś nowego! I tak wybór padł na Katiuszę. Idziemy tam gdzie polecił jeden forumowicz, fajna restauracja, ale rzeczywiście porcje trochę małe… Później chodząc po mieście okazało się, że to też jest sieciówka :(
Parówka w bułce (bardziej bym powiedział, że to ciasto langoszowe) to drugi, świetny wynalazek, zawsze podawana na ciepło idealne syciła nasz podróżniczy głód, jak potrzeba było smaka na coś małego :)
No i trzecia knajpa, gdzie po prostu urządziliśmy w porównaniu z resztą wyjazdu czysty hedonizm, to Czaczapuri, gruzińska knajpa :) miejsce to było spotkaniem w tym mieście dwóch użytkowników (w tym @marcino123 i jeszcze któregoś forumowicza), a także niemałej ich wesołej gromadki. Na początek przy 10 osobach wjechała czacza na stół, na koszt firmy, co wszyscy przyjęli z dużą aprobatą :D następnie wjechały najróżniejsze potrawy, które były zamawiane. Ja polecam oto te następujące:
Następnego dnia wybrałem się jeszcze z na rejs stateczkiem po Dneiprze, trwał 1h, kosztował 100 UAH. To jest dobra opcja, jak ktoś już wiele zwiedził, bo aż tak ciekawe moim zdaniem to to nie jest. Ale zawsze było przyjemne miejsce na spotkanie i gadanie z widokiem na Kijów ;) w razie czego w lodówce pod pokładem jest Somersby ;) ale z pokładu statku dobrze widziałem dzielnice, do których nie miałem szansy dotrzeć z powodu braku czasu, czyli np. dzielnice z klasztorami, czy zobaczyć Pomnik Matki Ojczyzny czy możliwość zjazdu na linie na drugą stronę rzeki.
Stacja Arsenalna, kolejny punkt, który chciałem zobaczyć, najgłębsza stacja na świecie, położona 105 metrów pod poziomem terenu. Mierzyłem czas wyjazdu, trwało to niecałe 5 minut! Na górze warto wyjść i rozejrzeć się po parku znajdującym się nieopodal, a także połazić po tej dzielnicy, która jest dzielnicą chyba rządową (niemniej, ładne budynki).
Do muzeów niestety nie miałem czasu wchodzić (poza Soborem).
Powoli się zbliżał czas wylotu, tym razem lot Wizzair z drugiego lotniska Żuliany, na gdańskie lotnisko Rębiechowo. Zamawiam Ubera, pstryk, facet tylko dojedzie z poprzednim klientem do dworca i już po mnie jedzie. No super, to mogę wychodzić, ogarniać się i poczekać na zewnątrz. Czas oczekiwania: około 10 minut. Cena? 60 UAH :D
Lotnisko Żuliany od początku mi się spodobało, ładne, nowoczesne, bardzo zadbane. Idziemy do security, a tam szok – długa kolejka, a tylko jedno stanowisko otwarte! Łączny czas czekania dla nas? 35 minut. Dodatkowo, podobno dopóki check-in nie zostanie otwarty dla lotu IEV-GDN, nie można przechodzić przez security. Dlaczego? Nie wiem.
Krótka rozmowa z Marcinem, zwrot przez niego pożyczonej karty SIM do właściciela i dawajcie na bezcłówkę! Oczywiście naturalnym wyborem był Nemiroff, który jest już chyba w stałej cenie od dłuższego czasu, 3 euro za 1 litr wódki – uważam tę cenę za całkiem niezłą, tak samo jak ludziom wokół, widząc zakupy jednej pary przypomniałem przepisy celne, że mogą mieć kłopot na lotnisku w Gdańsku ;) (lekką ręką spakowanych było 10 butelek do koszyka). Podchodzę jeszcze do okna, nigdy aż tylu prywatnych samolotów w jednym miejscu nie widziałem, co tutaj. Widać, że lotnisko w centrum miasta.
A swoją drogą, przypominam o kupnie torby transferowej, jeśli chcecie lecieć dalej wychodząc ze strefy security. Taka torba kosztowała 0.30 euro
Mając wypchanego Forclaza wykupiłem dodatkowo pakiet Priority, żeby w razie czego móc coś przełożyć z jednej siatki do drugiej i przejść bez wykupywania dużego podręcznego do luku. Siadamy sobie przy ławeczkach, a tutaj mnie informują, że bramka już od jakiegoś czasu otwarta i właściwie priorytet już wszedł. Hmm, czas w takim razie iść do bramki :D jeszcze udało nam się załapać, schodzimy schodkami w dół, wsiadamy do autobusu, oczywiście tymi pierwszymi drzwiami, priorytet, oddzielony linką. Drzwi zamykają się, po chwili wchodzi reszta drzwiami numer 2 i 3, ale ogólnie dość luźno było jeszcze. Autobus rusza w stronę samolotu, jeszcze po drodze przystanek aż inny samolot ruszy kołować na pas. Widzimy drugi samolot Wizzair już w nowym malowaniu lecący do Katowic, obok stoi nasz. Autobus podjeżdża, zatrzymuje się, ludzie zaczynają zbierać walizki. Standardowo słychać syk otwieranych drzwi, każdy już w gotowości. Hmmm, chyba coś nie tak, otworzyły się drzwi numer 2. Mija parę sekund, otwierają się drzwi numer 3. Wszyscy wyszli, aż na końcu otwierają się nasze drzwi także. W międzyczasie podchodzi do nas chyba koordynatorka lotu, już widać że trochę wkurzona, z pytaniem czy mamy priorytet (Jako przedział). Patrzy na kartę, jak byk „Priority”. „Ehhh….”. Drzwi się otworzyły, wychodzimy, a w międzyczasie pani podchodzi do kierowcy autobusu i nieco większa sprzeczka się między nimi wywiązała. Ciekawe o co :D tak więc w ten sposób, moi drodzy, wygląda priorytet po ukraińsku :P
Lot spokojny, trochę wiało na podejściu, ale nic takiego szczególnego. Oczywiście, już kontynuując relację wrzucam następujące zdjęcia :D